Ja nie czuję, że ten artykuł jest o mnie. Za nic w świecie nie oddałabym tych wszystkich chwil spędzonych z dzieciakami.
Mam wrażenie, że to kolejny wymysł/pomysł kolejnego psychologa aby mieć swoje 5 minut. Nie jest moim zamiarem obrażać całej braci psychologów, co to, to nie.
Te wszystkie depresje poporodowe, itp pojawiły się w ostatnich czasach. Czy nie jest to skutkiem właśnie takiego podejścia, że mnie się wszystko należy, włącznie z tym, że, owszem urodzę dziecko, ale ono nie powinno płakać, siusiać, jeść, bo przecież ja mam swoje potrzeby. Pazurki zrobione ekstra, więc w gównie nie będę się babrała, nie wspomnę o praniu, prasowaniu, muszę wyjść na spotkanie z przyjaciółkami a tu jakieś wrzaski z głodu itp.
U mnie było oczywiste, że jeśli maluch dokuczał i zajmował mi czas, a obiad się sam nie zrobił, to było jasne, że tak ma być.
Jeśli nie miałam czasu powiesić prania, to mąż musiał/chciał to zrobić.
Ten pedagog/terapeuta wysnuł taki wniosek, bo miał do czynienia tylko z takimi kobietami:
"80 proc. europejskich kobiet poproszonych o szczerą odpowiedź na pytanie, czy czują się samotnymi matkami, odpowiedziałoby: "tak". " Słowo "odpowiedziałoby" wyjaśnia, że to są jego przypuszczenia, że to 80% to nie jest wynik ankiety, tylko wynik pobożnych życzeń pana Jespera Juulem, po to aby czuł się potrzebny.