Autor Wątek: Agawowy świat  (Przeczytany 681212 razy)

Offline amado

  • SPA
  • Zakorzeniona
  • *****
  • Wiadomości: 3444
  • mój tekst
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1800 dnia: Września 08, 2015, 06:50:18 pm »
i Central Park


przepraszam za doczepkę
 :-*


diagnoza: rak piersi przewodowy inwazyjny G3 - 09.2005
operacja: mastektomia - 10.2005
chemioterapia: AC x 4, Taxol x 4
radioterapia
tamoxifen
arimidex

Offline mag

  • SPA
  • Uzależniona
  • *****
  • Wiadomości: 12000
  • Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1801 dnia: Września 08, 2015, 06:51:42 pm »
nono amad,
Tyś tam nieźle rozrabiała (se swój wątek amerykański zrób w podróżach -
przyda się  :P )


rak piersi  potrójnie ujemny (TNBC), zajęty 1 węzeł, mastektomia: 2000, chemia 6xCMF, rekonstrukcja: 2006 i XI 2017 przerzuty do kości i tk. miękkich

Offline ptaszyna

  • Swojaki
  • Zakorzeniona
  • *
  • Wiadomości: 3540
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1802 dnia: Września 08, 2015, 07:38:57 pm »
bardzo ciekawie napisane, można samemu se zobaczyć w wyobrazni  :)
Amadku Mag dobrze radzi  ;)
rak zrazikowy naciekający częściowo wieloogniskowy, rozproszony  T1N0M0
mastektomia piersi lewej XII 2011, chemioterapia 3 x AC, radioterapia, hormonoterapia

Offline Mirusia

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 7138
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1803 dnia: Września 08, 2015, 08:04:55 pm »
O ja Cie Agawo  :)  :)  :)
Amadku, nie wiedziałam  :)

Offline roza3

  • Swojaki
  • Zakorzeniona
  • *
  • Wiadomości: 4908
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1804 dnia: Września 08, 2015, 09:33:27 pm »
fascynujące aga
mnie się raczej nie uda tam być
a co to za pomnik penisów
???
2005-mastectomia piersi prawej, carcinoma ductale invasivum, G II, Bloom II, 13 węzłów usuniętych, w 2 przerzut, chemioterapia, trójujemna
2015-mastectomia piersi lewej-profilaktyczna z powodu brca1

Offline agawa

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 12291
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1805 dnia: Września 08, 2015, 09:57:36 pm »
Amadku - doczepiaj :) Ja pobieżnie, a wszystkich zdjęć i tak nie dam rady; tony ich wiszą, tony ciągle nieprzerobione…
Różo - myślę, że mówisz o tej szalonej, a narzucającej jakieś skojarzenia z sennych koszmarów rzeźbie, która stoi na wewnętrznym dziedzińcu w MoMA Też zobaczyłam w niej penisa  8)

Offline TOJKA

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 11077
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1806 dnia: Września 08, 2015, 09:58:34 pm »
głodnemu chleb na myśli ;)
operacja oszczędzająca 2008r
rak piersi przewodowy inwazyjny, potrójnie ujemny, G3
zajęte węzły (ile? wpiszę jak zajrzę do dokumentów ;) )
chemioterapia 6 x AC;  radioterapia
operacja i leczenie w Wielkopolskim Centrum Onkologicznym

Offline agawa

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 12291
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1807 dnia: Września 08, 2015, 10:14:53 pm »
Tojka  :-* :-* :-*
*
Las Vegas czyli Miasto Grzechu

Oj, to dopiero jest miasto… Wielkie, betonowe, wysokie, świecące i zbudowane na samym środku kamienno-piaskowej pustyni. Pod koniec XIX wieku jakiś sprytny wędrowiec (zresztą nie byle jaki, ale Polak spod Grodna ;), który później stał się pierwowzorem postaci Ojca Chrzestnego ;)) znalazł tam studnie artezyjskie i sobie wymyślił, że zbuduje miasto; początkowo był to punkt przystankowo-rekreacyjny dla podróżnych i poszukiwaczy złota, ale w latach 30-tych ubiegłego wieku właśnie tam przybyli naukowcy, którzy konstruowali bombę atomową (w latach 40-tych właśnie tam było ok 40 prób nuklearnych). Wtedy to miasto zaczęło się szybko rozwijać, a gdy zniesiono prohibicję – hulaj dusza, Boga nie ma – ruszyło wszystko z kopyta. I tak trwa do dziś.  Niesamowite….
LV jest najgęściej zaludnionym miastem tej części Stanów. Kto żyw tam gna, oczywiście żeby wygrać ;)
Ta część miasta, którą znamy z filmów, to tzw. Las Vegas Strip. Poza tą ulicą, w zasadzie, są jedynie dzielnice gęsto zabudowane dla mieszkańców oraz fabryki (nie udało mi się dowiedzieć, co jest tam produkowane – może tajne to_to? ;)) A na Stripie są hotele, jedynie hotele, wielkie hotele, hotele wielkie jak całe miasta.
Po wysiąściu z samolotu na lotnisku – nie ma już nikt wątpliwość, że jest w Vegas – wszystkie hole zastawione są automatami do gier. Pasażerowie rzucają bagaże I od razu siadają. Niesamowite…
W Vegas są najtańsze, największe I najbardziej luksusowe hotele w Stanach. Dla porównania: w NY za dobę w naprawdę kiepskim hotelu płaciliśmy 300$; tu za luksus o jakim nigdy nie marzyłam (jesssuuuu – jaka łazienkaaaaa….., a jaki widok…. A jakie wielkie łóżko……) zapłaciliśmy za dobę 90$ (ceny za pokój 3 osobowy). Rozumiecie: żyć nie umierać. Niesamowite…
Aby wejść w hotelu do pokoju nie ma innej drogi, tylko trzeba przejść przez kasyno; kasyna są w każdym jednym hotelu; nie wiem, czy jest tam choć jedne bez kasyna? Widziałam ludzi, którzy po wejściu nie podchodzili do check-in area, tylko porzucali walizki I biegli do ruletki czy do black jack’a. Niesamowite…
Kasyna, a tym samym całe miasto, żyją całą dobę. Zmienia się jedynie klientela. Nocami są to bardzo bogaci ludzie – biznesmeni, zamożne piękne kobiety, ale też ‘dziewczynki’ różnego asortymentu. Obserwowałam Japończyka, który z nieruchomą twarzą wsadzał do automatu banknoty 100 dolarowe I klikał_klikał_klikał…Podczas mojej ‘obserwacji’ wrzucił może z 10 tys $... Poranki zajęte są przez kogo innego – gospodynie domowe obstawiające po 3-4 najtańsze automaty na raz (są różne automaty: od 1 centa do takich, które nie przyjmują mniejszej stawki niż 100&). Widziałam również ludzi na wózkach inwalidzkich (a nawet pana podpiętego do urządzenia podającego mu tlen (sic!) – którzy z przymglonymi oczami klikali w maszynę. Niesamowite…
Koło kasyna chodziłam przez kilka godzin. Obserwowałam. Starałam się rozgryźć zasady. I się nie zdecydowałam. Poszłam w końcu spać. Ale usnąć nie mogłam. Kręciłam się, przewracałam. Eh… a jak już nigdy w życiu tu nie przyjadę?... Będę żałować: być w Vegas I nie zagrać? Ale jak przegram? A kasa ostro wyliczona, trzeba oszczędzać. Obudził się od mojego wiercenia mężowaty; obudził się synowaty. Pytają. No to odpowiadam. Jest decyzja: nie ma to_tamto: idziemy. Niesamowite…
Wyciągnęłam zakamuflowane na czarną godzinę 100$ (przypominam, że to noc była – tanio gra się rano, ale rano to wtedy było u Was, a u nas rano już musieliśmy wyjeżdżać) I usiadłam do ruletki. Jakoś najbardziej czytelne zasady mi się wydały ;) Po pierwsze okazało się, że synowaty został natychmiast wylegitymowany I odesłany poza dywan – zasady są takie, że wszystkie stoły i automaty stoją na dywanach, a pomiędzy nimi są bez dywanowe ścieżki; osoby nie mające ukończonych 21 lat nie mogą wchodzić na dywan; nie mogą również pić alkoholu (akurat za to lubię Stany) Innym razem, gdy usiadłam na ulicy I zamówiłam sobie piwo, kelner poprosił, aby mój ‘nieletni’ wstał od stolika; nie mogą nawet siedzieć w miejscu, gdzie pity jest alkohol. Niesamowite…
No więc – zaczęłam za 100$. Zasady rzeczywiście są proste; jakby kto chciał – mogę uczyć ;). Najpierw wygrałam troszkę; później troszkę przegrałam, później znowu wygrałam dużo więcej, tak ze 3 razy więcej ;) Mężowaty stał obok i nie komentował, ale nagle zadysponował: teraz ja. A ja, głupia, zamiast zgarnąć żetony, to mu swoje lekką ręką oddałam. Przegrał w ciągu 10 minut. Jak on to zrobił? Niesamowite…
W kasynie jest  jeszcze jeden zwyczaj: gdy grasz pojawiają się panie roznoszące darmowe drinki (przy stołach do gier i przy automatach można też palić ;) – dla graczy wszystko…); więc byłam delikatnie ‘upojona’ ;) nie zadziałały więc moje hamulce – poprosiłam raz jeszcze o żetony za 100$ i raz jeszcze usiadłam do stołu; a co… ;) Nie wiem ile godzin siedziałam; 3? Może troszkę więcej. To wciąga. Bardzo. Szczególnie gdy się wygrywa. A ja wygrywałam. Ale tez przegrywałam. Odejście od stołu jest zaprawdę trudne, nawet dla mnie – teoretycznie znającej mechanizmy kierujące emocjami ;) Kończąc: zszedł z pokoju zaniepokojony synowaty I kazał mi wstać. Natychmiast. Niesamowite…
Wstałam. Zostawiając buty… Mężowaty zgarnął wygrane żetony. Było na dobre zakupy ☺ Choć nie było zdecydowanie na powrót do NY po wisiorek z brylantem ;)
Wydałam wszystko następnego dnia z autlecie nieopodal Vegas. Pisząc te słowa mam na sobie bluzeczkę od Diora ;) A co? Na więcej nie starczyło ;)
Trochę słów o ulicach, a w zasadzie o jednej ulicy, czyli o Las Vegas Strip. Jak wyżej napisałam są na niej jedynie hotele. Każdy z nich jest ogromny, luksusowy, oczywiście z kasynem na dole. Aby się wyróżnić i podkreślić bogactwo hotele mają zadziwiającą architekturę. A to mijamy zamek królewny Śnieżki, a to wieżę Eiffla, a to budowlę rzymską, a to piramidę egipską – można dostać zawrotu głowy. Największy, najbardziej luksusowy hotel to Bellagio (nie, nie, tam nie mieszkaliśmy ;)); przed nim jest ogromne jezioro z fontannami, które zapewne znacie z wielu filmów (np. z Bonda). Co wieczór urządzany jest pokaz tańczących fontann do muzyki z największych przebojów. Mniej by to dziwiło, gdyby nie fakt, że jak pamiętamy – jesteśmy na pustyni, a poza tym w pobliskiej Kalifornii jest od wielu lat klęska suszy. Niesamowite…
Co jeszcze o Vegas?... hm… Oczywiście kaplice szybkich ślubów. Tak, są rzeczywiście. Nie, nie wzięłam ze ślubnym kolejnego ślubu; nie było nas stać ;) Nie przekonał mnie do wydania kolejnej kasy nawet sobowtór Presleya w stroju księdza z kosmosu ;) Niesamowite...
No i jeszcze koniecznie trzeba wspomnieć o szołach wszelkiego typu  prawie każdy hotel ma własną salę (jak nasza Kongresowa), gdzie co wieczór odbywa się przedstawienie. Do wyboru - co kto lubi. My rzuciliśmy monetą - albo Cirque du Soleil, który koniecznie chcił zobaczyć mężowaty, albo moja bajka z dzieciństwa pt.: znikający pociąg w wykonaniu Davida Copperfielda; oczywiście wygrałam  ;D ALe nie jestem pewna, czy było warto. Po porstu trzeba tam wrócić. Na kolejne przedstawienie  :P

Cd – nastąpi: San Francisko do obrobienia ;) i tamtejsze życie na luzie…

https://goo.gl/photos/GTpTHCQ4isHS4u2K8
« Ostatnia zmiana: Września 08, 2015, 10:16:55 pm wysłana przez agawa »

Offline Natalia

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 7185
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1808 dnia: Września 08, 2015, 10:27:00 pm »
Masz talent pisarski czyta się świetnie.Podziwiam Cię i gatuluję tak wspaniałej podróży ( wyprawy)Tak w duchu zazdroszczę Ci tego ,bo sama bym się chyba nie odważyła tam polecieć.
Natalia

Offline DanaPar

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 10911
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1809 dnia: Września 08, 2015, 11:21:44 pm »
Fakt Agawa pisze super; cokolwiek weźmie na warsztat obróci w kapitalną opowieść. I że to wszystko pamięta  xhc
Fascynująca podróż  :D
Ja i zazdroszczę i nie zazdroszczę.
Dla mnie to mrowie ludzi, ogromniaste budowle i ten amarykański szoł, przemierzone tysiące kilometrów autem i setki na nogach i ogromna ilość wrażeń - tego nie zazdroszczę, nawet bym nie dała rady  :(
A zazdroszczę widoków, kanionów i tego, że udało Wam się  rodzinnie spędzać tak fascynujący urlop.
Starczyłoby to na kilka wypraw do USA  xcv
W L.V. po godzinie bym wysiadła. Ani te ogromne, luksusowe, na dodatek tanie hotele by mnie nie zachwyciły, a ten zgiełk, chyba wywiałby mnie gdzieś w okoliczne pustynie.
No ale to tylko teoretyzowanie, bo pewnikiem, nigdy tam mnie nie będzie.
Agawo, pisz dalej, a potem wydaj to w postaci reportaży z podróży do USA. Nada się  :oklaski:
   
Carcinoma introductale G3: mamotom 22.09.05.
4 x AT
mastektomia + 22 węzły (2 zajęte): 2.01.2006
4 x AC
radioterapia 50,0 Gy w 25 frakcjach
ER-, PR-, HER +++

Offline sasky7

  • Zadomowiona
  • **
  • Wiadomości: 1003
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1810 dnia: Września 08, 2015, 11:58:49 pm »
Agawa


Masz o czym pisać  :)
W dodatku robisz to doskonale! - piszesz tak, że z przyjemnością się czyta Twoją opowieść  8)

Fajnie, że w ferworze wyjazdu miałaś czas na nieśpieszne spacerowanie, na oglądanie i smakowanie wszystkiego, co Cię interesowało wokół.
Super sprawa!!!

Zazdraszczam pozytywnie.
Tym bardziej, że TAM nigdy nie dotrę ... z kilku względów. Pierwszy z nich to ... mój analfabetyzm językowy, a co za tym idzie niemoc w próbach komunikowania się z otoczeniem.
Echhhh ...
Ale nic to!

Pisz, pisz, relacjonuj, dziel się - a my Ci za to po stokroć dziękujemy  :)

Offline roza3

  • Swojaki
  • Zakorzeniona
  • *
  • Wiadomości: 4908
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1811 dnia: Września 09, 2015, 08:12:58 am »
ja pierdziele...w kasynie by mi się spodobało ....(patrz emotka w podpisie  ;D )

czy mężowaty oprócz wygranych żetonów zgarnął również twoje buty, czy musiałaś sobie odkupić
xhc
2005-mastectomia piersi prawej, carcinoma ductale invasivum, G II, Bloom II, 13 węzłów usuniętych, w 2 przerzut, chemioterapia, trójujemna
2015-mastectomia piersi lewej-profilaktyczna z powodu brca1

Offline aquila

  • Swojaki
  • Zakorzeniona
  • *
  • Wiadomości: 4189
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1812 dnia: Września 09, 2015, 08:25:20 am »
fajno, że się fajno bawiłaś :oklaski: :oklaski:

ja to chyba się starzeję, bo te wielkie miasta przestają mnie pociągać, wolę w góry i do lasu ;)
a pomyśleć, że nie tak dawno temu podróż do NY była jednym z moich marzeń

Offline DanaPar

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 10911
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1813 dnia: Września 09, 2015, 09:44:51 am »
Aquilo, o czym Ty piszesz, niechęć do zgiełku, dużych miast, to wcale nie cecha starości. Ja tak od zawsze miałam i nadal mam. Gdzie dużo luda, to spieprzam czem prędzej. Dlatego, jak już jestem w naszych pięknych Tatrach to żadne Krupówki, dolinki, a gnam w wysokie góry, gdzie turystów mniej i Ci którzy są są dla siebie mili, witają się, pozdrawiają, wymieniają sądy o trudnościach, pogodzie.
Pamiętam włóczęgę po Parku Narodowym w Hiszpanii. W tychże górach spotkaliśmy zaledwie kilka osób na 6-8 godzinnej wędrówce, za to jak przenieśliśmy się na Costa de Brawa, tłum i głowa mnie tam bolała nieustanie, aż do samego wyjazdu  :-\ Niby nie jestem odludek, a jednak zwiedzanie w tłumie odpada  :(
Carcinoma introductale G3: mamotom 22.09.05.
4 x AT
mastektomia + 22 węzły (2 zajęte): 2.01.2006
4 x AC
radioterapia 50,0 Gy w 25 frakcjach
ER-, PR-, HER +++

Offline agawa

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 12291
Odp: Agawowy świat
« Odpowiedź #1814 dnia: Września 09, 2015, 10:29:04 am »
ja pierdziele...w kasynie by mi się spodobało ....
 
xhc

taaak, dlatego też sporo czasu w nich spędzałam  :D ale też dlatego, że w środku jest klimatyzacja, a na zewnątrz okolice 100 st F  8), dobra - nocą jest chłodniej; 80  >:D
Aquillo, miasta to miejsca przesiadkowe - trudno w nich nie być, choć znam takich traperów, którzy po wylądowaniu np. właśnie w Vegas, brali samochód na lotnisku i od razu wyruszali w trasę. Niestety my takiej kondycji nie mieliśmy. Myślę sobie, że - zresztą - być tam i nie przejść się Stripem, to byłaby jakaś strata. Ale opuszczałam Vegas po 30-tu kilku godzinach z prawdziwą ulgą; byłam tam 2-krotnie - przy wylocie była powtórka ;) Typowo turystycznie czy poznawczo byliśmy w San Francisko, opiszę z przyjemnością, bo to przyjemne miasto  :D Tak samo jak w Las Angeles, choć to miejsce nie zrobiło na nas zapowiadanego w przewodnikach wrażenia. Prawdziwa przygoda, i po nią tam głównie pojechaliśmy, to parki.
Jeśli uznacie, że pisze za dużo - powiedzcie  C:-) Po miesiącu od powrotu nareszcie mam w głowie miejsce na obrobienie tego, co tam było. I nie jest to wyłącznie kwestia odzyskania laptopa, ale jakby możliwość wewnętrznego opracowania. To była tak szalona, szybka, męcząca podróż, że po niej musiałam dać sobie czas i na odpoczynek i na przetrawianie przeżyć. Miałam wrażenie, że nażarłam się, ale ze strawieniem były kłopoty  >:D

Różo, sandały mężowaty niósł przez kasyno w rękach, bo ja 'nie potrafiłam' w nich iść  ;D Więc odpowiadając - nie, nie odkupiłam ich… I innych też nie kupiłam. Ta wyprawa nie dość, że pochłonęła nasze oszczędności, to jeszcze zdrenowała karty kredytowe do dna. Mamy teraz czas ich zasypywania  :P
Zawsze podziwiałam ludzi, którzy do Stanów latają na zakupy; rzeczywiście ciuchy są tam tanie, dużo tańsze niż u nas (w dodatku lepsze, lepszej jakości, oryginalniejsze) serce boli, że trzeba sobie odmawiać; ale ile trzeba mieć kasy, aby tam być - mieszkać, jeść, poruszać się, i jeszcze kupować ubrania  ??? Nigdy tyle nie miałam. I się nie zapowiada  >:D
Dano, zwiedzanie w grupie, która musi trzymać razem jest dla mnie trudne. Wolę, nawet z tłumie, być sama. Wtedy wybieram drogę, mogę odpocząć, gdy tego potrzebuję, ale też wiem, że sporo tak tracę, bo jednak przewodnik zawsze wie więcej; żadne przygotowania i przewodniki czytane wcześniej tego nie zmienią. Coś za coś  :D
Sasky - mój angielski jest, jakby to powiedzieć, słaby?…. wiesz, taki bardziej turystyczny  ;D Mówię po angielsku jak Kali od Stasia i Nel  C:-) Ale akurat w Ameryce to nie przeszkadza. Tam ludzie mówią tak różnie, tak kaleczą język, że jeśli tylko chcesz - dogadasz się zawsze. A jak już będzie naprawdę pod górkę, to zawsze może się okazać, że człowiek obok jest Polakiem  ;D i chętnie pomoże  C:-)