Tak, teść ma raka. W lewym płucu jest guz ponad 4x4x4 cm.
Niestety ma zbyt słabe serce, by przeprowadzić operację, by dać mu chemię. We wrześniu jedynie był na 4 naświetleniach. jest pod opieką poradni paliatywnej, bo tradycyjne leczenie w ŚCO nie wchodzi w rachubę.
fakt, teść jest humorzasty i przechodzi od skrajności w skrajność. Potrafi teściowej i Mariuszowi odburknąć, że nawet nie może w spokoju umrzeć... Ale ani nie chce słyszeć o psychologu ani o terapeucie EMDR.
Wiem, ze rak płuc jest podstępny - mój tato w lipcu był na oddziale pulmunologii, gdzie znaleziono zmianę w płucu, ale nigdy nie określono jej jako rak. Na głowie i na kręgosłupie miał wielkie torbiele - po hispacie wyszło, że to guzy przerzutowe, G1. Pierwotnego źródła raka nigdy nie odnaleziono. A w styczniu stałam nad jego trumną...
Po 8 latach historia zatacza pewnego rodzaju koło: my na wakacjach w Cro, a dziadek w szpitalu na diagnozie...
Liczę, że wstanie, ale póki co jest tak słaby, że aby wypić filizankę zupy krem musiałam go podtrzymywać, bo nie miał siły siedzieć.
A z innej beczki: dokładnie 2 lata temu pobiegłam do mojego gina na badanie. W piersi rósł już mój skorupiak. Ale uznałam, że to odnawia się torbiel, z której 3 m-ce wcześniej ściągnięto 15 ml płynu podczas biopsji. Pani Anetko, gdyby cokolwiek się działo to wie pani, trzeba zrobić USG, aby wykluczyć ten 1% niepewności, to czego wszyscy się boimy...