nie dałam rady obejrzeć Róży do końca, nie potrafiłam, poległam na scenach gwałtu
mimo tego straszne obrazy wracały, wyobraźnia pracowała, bol ,smutek , wstręt do świata, życia , ludzi
może ze mną cos nie tak, ale nie mogę czytać i oglądać okropności chyba gwarancja na przyjmowanie takowych się skończyła ( żadne znieczulenie u mnie już nie ma miejsca wręcz takie sceny działają na mnie zabójczo)
Ida mnie powaliła sceną końcową, obrazy urzekły , a przez cały film napięcie wzrastało, czułam , że cos mnie zaskoczy
poruszył mnie moment rozkopania grobu i wydobycia z niego czaszki malucha , nawet ciężko mi opisac słowami nastrój filmu na pewno "coś wciąż wisiało w powietrzu", robiło się ciężko , zawiesiście, szaroburo, mroczno, przygnebiająco nie chcę popadać w przesadne określenie , ale tak to odebrałam w połączeniu z czarnobiałą stylistyką
"Pokłosia" nie widziałam i już nie zobaczę z wielu powodów ( patrz wyżej)
Niech żyje Mel Brooks i jego dzieła
( no bez przesady ile razy można oglądać to samo , nie martwcie się, cos innego jeszcze zobaczę,nawet oglądam )