Weterynarzyca-wampirzyca nie przyjechała!
I po co to babsko się uczyło? A to jej za daleko (a kto inny nie może?), a to koparki nie chemy zamówić, no co za jędza! Żeby same gryzące szczury leczyła!
No i chcąc, niechcąc, jutro z rana wzywamy weterynarza, którego też nie lubimy, bo to ten gościu który operował nasza kicię, a jak sie szwy rozeszły, to odmówił poprawienia, bo były święta!
No ale nikogo innego nie ma, nasz ulubiony wet od krów jest na emeryturze. Może facet lepiej zna się na krowach niż na kotach, podobno jego rodzina ma ogromne stado...
Dzień dzisiejszy otarł sie juz wręcz o czarna komedię. Rano, gdy wrócilam od Śukadevy, zastałam Emme w jadalni. Napełniała wodą dzbenek i zaczęła sie dopytywac czy mam jakąś butelkę. Nie rozumiałam o co jej chodzi, po co jej butelka, skoro ma dzbanek... W końcu powiedziala; :" To dla Juana, siedzi tam na dole, bo walnął sie młotkiem w głowę". Zrobiłam wszystko co w mojej mocy, żeby w tym absurdalnym momencie nie wybuchnąć głośnym rechotem. Jak wogóle coś takiego jest możliwe? Okazało się, że dostał rykoszetem przy naciaganiu drutu kolczastego w ogrodzeniu. Na szczęście rana była powierzchowna, jurto pewnie będzie wyglądal jak ufo, bo rozbił łuk brwiowy, więc rosła mu sliwa. Okropny wypadek, a ja jak jestem sama, znowu mam napad dzikiego śmiechu. Może gdyby powiedziała to inaczej, nie zabrzmiało by tak smiesznie?
Biedny Juan, ma również kiepska karmę ostatnio. W niedzielę spaliła się częśc jego pastwiska we wsi, prawdopodobnie od zostawionej butelki. On zaś twierdzi, że ten pożar, wypadek wołka i rozbita głowa to kara za grzechy. Bo... w niedziele pracował u nas za piatek. Nie do końca wiem jak się taka logika trzyma kupy, ze Bóg "nas pokarał", skoro Kryszna nie ma żadnego przykazania odnośnie niepracowania w jakies dni tygodnia, a w Biblii też jest mowa tylko o sobocie (może to sie bardziej do watku religia nadaje?)
To nie jednak nie był koniec "przygód". jutro przyjeżdża przyjaciel Emmy, z którym bedzie podróżowała po Ameryce Południowej, więc poszłam, żeby przygotować domek. I zastałam tam młodą czaczalakę ze sparaliżowanymi nózkami!
Biedny ptaszek, prawdopodobnie wleciał w szybe i sie uszkodził. Nie wiedziałam co z nim zrobić, włozyłam do pudełka z garnuszkiem wody, jesli do jutro paraliż nie przejdzie, to odłoże biedactwo gdzies w lesie
Jesli nie wyzdrowieje, nie ma szans na przeżycie, a ja nie dam rady z kolei utrzymywac kaleki. To nie koliberek, czaczalaki rosną większe niż kura, są bardzo hałasliwe i jedzą różne nasiona z drzew i pewnie jakies robale, nie ma mozliwości zebym takie stworzenie dala rade wykarmić.
Czy macie jakies patenty na odstraszanie ptaków od szyb, tak żeby przy okazji nie odstraszyć mieszkających w środku ludzi? U siebie na oknach wieszam stare płyty CD, no ale w gościnnych domkach nie mogę tego zrobić.