Dzięki Aga, czasami odnoszę wrażenie, że w jakimś stopniu tak mam. Może dlatego, że choroba odcisnęła na mnie mocne piętno. To jakby stan, w którym "nie umrze ten, kto już umarł". A ja w pewnym stopniu umarłam. I potem jeszcze to ćwiczenie z umierania na warsztatach. I mnie się ten stan pogodzenia i odchodzenia bardzo spodobał. I on gdzieś tam we mnie trwa... Gdybyż tylko mieć pewność, że mię trafi szlag, a nie przykucie do łóżka.
Małż już wrócił z porannej wizyty. Teściowa została... Tym razem spokojnie. Teść całe życie dyktował warunki (jej przede wszystkim). Teraz też. Jest jedynym pacjentem, przy którym są bliscy co dzień od 7 rano do 20. Gdy nie ma zaczyna być mocno niespokojny, próbuje schodzić z łóżka, nie chce korzystać z pampersa....echchchhhhh...
W ramach relaksu idę dziś na targi bożonarodzeniowego rękodzieła.
Nie przepracujcie się w ten weekend!