o moich to wogle szkoda gadać. raz jeden w życiu miałam fryzjerkę, która umiała sensownie je obciąć. no, miała rękę, jednym słowem. cokolwiek z nimi robiła, to wyglądałam jak człowiek. czymałam się jej jakieś 4-5 lat, potem zachorowałam, więc nie było po co z łysiną biegać
potem mi odrastały i jak już się nadawały do podcięcia, to okazało się, że się gdzieś przeprowadziła i nie mogę jej znaleźć!
i podobnie, jak agawa, nie lubię wizyt we fryzjerowni. zmęczona po nich wychodzę jak nie wiem, a mycie włosów przyprawia mnie o dreszcze. bleee