Sorry, ja nie specjalnie!
Zabiegana mega jestem, przydałoby sie z 10 rąk i doba 48 godzin
Ten jeden pokój w hoteliku nie ma łazienki dołaczonej. Łazienka jest tuz obok, ale trzeba wyjśc i otworzyc sobie kluczem. No to wyszlam. Na ulicy cicho, nawet psy nie szczekają. I nagle wydaje mi sie, ze w tej ciszy slysze oddech
"Braja, zaczynasz miec zwidy, marsz do lazienki", postanowilam ukrócic wodze wyobraźni. Wykąpałam się i postanowiłam, że pójdę na dół, zrobić sobie herbatę. Pokój jest na pietrze, na dole jest biuro, pokoil Randiego, kuchnia, jadalnia, dormitorium z łazienką. Poprzedniego wieczoru, gdy Francja wyszla, nie mogłam sobie poradzić ze zgaszeniem swiatła na dole w recepcji i korytarzyku. Naszukałam się kontaktu i nic z tego, zaden nie gasil tego konkretnego swiatla. Światło paliło sie tez na schodach, ale to zawsze zostawiano włączone. Machnełam ręką wiec i poszłam spać. Jednak gdy schodziłam teraz na dól recepcja tonęła w ciemnoscich. Ktoś zgasił?
E, może maja włącznik czasowy i samo zgasło? Wytężyłam słuch czy znowu nie usłysze podejrzanych odgłosów, ale z kuchni dochodziło jedynie głośne buczenie dwóch lodówek. Zagotowałam wodę, sięgnełam do herbatek hotelowych, postanawiając, że tym razem wypije cos innego niż rumianek. Dobrze, że powąchałam przed uzyciem. Toberbka zalatywała plesnią!
Zabralam więc kubek na górę z samą wodą i wyszłam na taras. Idealne miejsce do medytacji. w oddali swiatła San Jose migotały tysiącami iskierek. Gdzieś na horyzoncie nad oceanem szalała burza, roświetlając niebo odległymi blyskawicami. Było chłodno, a krzesło mokre, więc przechadzałam sie z koralami medytacyjnymi wzdłuz balkonu. Na wprost pojawiło sie duże światło. Nie byłam pewna czy to Wenus czy wierzchołek jakiejś wiezy. Światło wydawało sie jednak rosnąć i przez moment przyglądałam mu sie ze zdumieniem- jeśli to samolot to czemu leci tak wolno, a jak nie samolot to co to jest? Ostatecznie jednak okazało się, że samolot podchodził do lądowania.
Weszłam na moment do saloniku, żeby wypic jeszcze ciepła wodę i usłyszałam spuszczaną w toalecie wodę. Pewnie sąsiad za ścianą, dziwne nigdy wczesniej nie zauważyła, że te ściany sa takie cienkie. Wyszłam ponownie na balkon. Ale umył nie chciał sie juz skupic na medytacji. Spałam już we wszystkich pokojach w tym hotelu (oprócz 8-osobowego) i w żaden sposób nie graniczyły one z domem sasiada. Nie umiałam sobie wytlumaczyc dlaczego odgłos spluczki byl tak głośny, jakby uzyto toalety tuz obok.
Około 5-tej po przeciwnej stronie ulicy pojawił się człowiek, który zaczął grzebac w workach na śmieci. A co jeśli skorzysta z okazji i wlezie do mnie na ten balkon? Furtka nie była zamknieta, a krótki rzut oka na tube z przewodami uswiadomił mi, że dostanie sie po nich na pietro nie stanowiłoby wielkiego wyczynu dla srednio wysportowanej osoby. No ale w oknach były kraty, okratowane tez byly drzwi balkonowe. "No dobra, a co jesli on podpali budynek, żeby mnie wykurzyć?"- szybki rzut oka na przyległe daszki w poszukiwaniu drogi ucieczki. W miedzyczasie moja wyobraźnia sklonowala już napastników do ilości dwóch, a istniała groźba, że za chwile pojawi sie ich więcej. Nie pozostało mi nic innego jak wejśc znowu do srodka, zanim sama podpale budynek by sie przed nimi ochronić
I znowu usłyszałam oddech. "Skoro do tej pory żyje to albo jestem wariatką, której cisnienie w samolocie uszkodziło resztki szarej substancji, albo Randy wrócil". zagadka wyjaśniła sie około 6-tej rano, gdy znowu zeszłam do kuchni i natknełam sie na Randiego maszerujacego w samych gaciach do łazienki. Jakos nie dotarło do mnie, że dla Francji "jutro" może oznaczać 'po północy"