Kiedyś ktoś mądrze powiedział, że absolutnie nie powinniśmy mieć wyrzutów sumienia odmawiając.
Od tego są fundacje, zakładane konta, które można sprawdzić. Powiedział też, aby tam dawać, jeśli zechcemy.
I tak robię. Wpłacam na znane cele
No niestety pomimo takiej, moim zdaniem mądrej rady, odmawiałam, a potem miałam wyrzuty sumienia, bo może odmówiłam komuś bardzo potrzebującemu.
Tylko z drugiej strony ten naprawdę w potrzebie będzie się wstydził i nie będzie prosił. Tak to działa
Czytałam kiedyś o fortunach osób, o których napisała Justyna, które na kolanach mają małe dzieciątka, są brudne. Kiedyś większe dzieci tej nacji w jednym z naszych sklepów spożywczych namiętnie męczyły o datki na jedzenie, jak podeszłam z wlokącym się za mną takim "towarzystwem" do lady stoiska piekarniczego, aby kupić im bułki, zostałam najnormalniej poszarpana, a z tego co pamiętam to były naprawdę wielkie fortuny
Dlatego odmawiam, a potem nie raz muszę się nad tym zastanawiać, co chiba najbardziej mnie wkurza. Bo przecie wiadomo, że wokół jest dużo biedy, co chwila jakieś akcje zbierania kasy na leczenie, a państwo ma to gdzieś
Ale też nigdy nie wiemy, czy prosi nas pijaczyna, czy osoba naprawdę w potrzebie. Nie mamy rentgena w oczach. I to jest właśnie wywoływanie u nas poczucia winy, o którym mówiła ta osoba tłumacząca, aby odmawiać i nie mieć z tym żadnych wyrzutów sumienia.
Nie piszę celowo jej nazwiska, gdyż nie przepadam za nią, ale w tej kwestii zgadzam się z nią w całości.
Dlatego, jak mnie proszą otwarcie o wsparcie na kielicha, nie muszę się męczyć, czy w końcu ciężko zapracowana przeze mnie złotówka, oddana komuś na przysłowiową bułkę, pójdzie na "przelew". Tu sytuacja przynajmniej jest jasna