chwilę mnie nie było, ile żeście naskrobały!
melduję się, że jestem. nie było mnie, bo był początek roku. oraz tzw. okoliczności towarzyszące. no to krótka relacja.
w poniedziałek jeszcze ok. pierwszy dzień, młodsza nie wiedziała co ją czeka, poszła zbez problemu, starsza wiedziała i też poszła.
- a dlaczego ona bierze kitkę? (ukochana maskotka młodszej)
- bo to jej pierwszy dzień w przedszkolu i pani pozwoliła coś przynieść.
- a ja też mogę? no to wezmę samochodzik
- ale skarbie, ten samochodzik jest mały, może wzięłabyś coś większego.
- ale mamuś, nie zgubię przecież. to mój ulubiony samochodzik.
odbieram z przedszkola najpierw młodszą. pani_przyprowadzająca mówi, że dziś po zebraniu pani wychowawczyni chciałaby ze mną porozmawiać. super. pierwszy dzień i od razu na dywanik. zdolne mam dziecko.
potem poleciałam po starszą. samochodzik oczywiście zgubiony. (nie, nie było "a nie mówiłam"
)
meciątko_młodsze generalnie jest zdegustowane przedszkolem. "bo pani mi każe różne rzeczy i ja to muszę robić. każe mi siedzieć na przykład. przy stole albo na podłodze. albo słuchać piosenek. albo sprzątać. no i myć ręce. mamusiu, ja w tym przedszkolu ciągle myję ręce, no nic innego nie robię tylko ciągle te ręce i ręce. no DWA razy byliśmy w łazience!"
przerażające
o 16 wywiadówka. 67 zł + 112 opłaty. a pierwsze "wezwanie" było o to, że mała ma zupełnie inne zdanie na pewne rzeczy niż pani. i dobitnie to okazuje. nawet za bardzo. pogadałyśmy i myślę że doszłyśmy do porozumienia.
woda z rury dalej cieknie. to znaczy dalej zakręcona.
we wtorek już nie było tak lekko. młodsza zdecydowanie odmówiła zostania w przedszkolu beze mnie. jakoś udało się ją przekonać. starsza, zamiast zgubionego samochodzika, wzięła ze sobą misia. do domu przyszłam i padłam na twarz. obudził mnie telefon. odebrałam młodą zaspaną i zapłakaną, poszłam z nią na lody i podbić receptę na meduzę. ludzi ful. przy okazji dowiedziałam się jak to działa, tzn kiedy mogę wziąć następną. spóźniłam się po odbiór starszej. ledwo co dotarłam do domu, a już trzeba było się zbierać na następne zebranie. 193 zł + opłata za przedszkole_jeszcze nie dostałam rachunku. oba przedszkola państwowe. potem szybkie spotkanie rodzinne u rodziców i oczekiwanie na pana_od_rury. pan przyszedł, pooglądał i powiedział, że przyjdzie jutro.
starsza zastanawia się czy przypadkiem nie jest zakochana. w Mateuszu. pamiętam Mateusza bardzo dobrze. z pierwszego dnia w przedszkolu w zeszłym roku. odprowadzałam starszą, a on stał i patrzył na mnie z uśmiechem. też się uśmiechnęłam. stał dalej. wydłubał sobie kozę z nosa, po czym oblizał palec. wyszłam z sali. w następne dni witał mnie uwielbieniem i jak tuliłam zapłakaną moją, to i on się przyłączał, więc tuliłam oboje, dopóki pani mi ich (a przynajmniej jego) nie oderwała. taaa. pamiętam. i teraz starsza ma rozterki sercowe. "a wiesz mamuś, bo Iza zabrała mi misia, i ja to powiedziałam Mateuszowi, a on od razu pobiegł do Izy i jej zabrał" - opowiadała zachwycona.
środa. młodsza budzi się z bólem gardła. gorączki na szczęście nie ma. za to starsza ma wysypkę. przeraźliwie swędzącą. stawiam na alergię, bo skończyło nam się mydło dla niemowląt. odwożę ją, z młodszą jem śniadanie i kładę się do łóżka. budzę się o 13, ona o 13:30. miałam jechać do meduzoszopu, ale z marudzącą_przyssawką byłoby mi trudno. chwilę potem kończy się przedszkole starszej, obiad, wraca małż i w tym samym momencie dostajemy tel, że pan_od_rur zamiast o 17:30, jednak będzie za 20 minut. super. szybkie uprzątanie poobiedniego sajgonu. okazuje się, że woda cieknie wyżej niż przypuszczaliśmy, więc na chwilę obecną mam skute kafelki, dziurę w ścianie i kuchnię w częściach. zmywarka w innym kącie, szafki porozsuwane, zlew dosłownie_wolnostojący. tyle że wymogłam na małżu wzięcie urlopu, coby mi przed wyjazdem takiego syfu nie zostawiał, bo się nie ogarnę. dwóch dni nie dostał (piątek potrzebował i tak na wyjazd), będzie pół dnia dzisiaj i pół dnia jutro. dobre i to.
dzisiaj młoda (jak i wczoraj) obudziła się z płaczem "ja nie chcę do przedszkola". poszła. z płaczem i kocykiem pod pachą.
mnie czeka wynoszenie gruzu (na szczęście nie jakieś wielkie ilości), pranie, sprzątanie i takie tam. i zabieg u chirurga mam dzisiaj po południu.
o piątku, sobocie i niedzieli nawet nie chcę myśleć.
spać mi się chce.
i na nic kompletnie nie mam czasu. nawet żeby pole obsiać. nie wiem jak ja te zaległości forumowe nadrobię. no ale przynajmniej mi oczy trochę odpoczęły od kompa