Od piątku siedzę sobie, a w zasadzie - chodzę sobie po pięknym kawałku świata.
Północne Włochy, okolice jeziora Como. Nie potrafię stad pokazać Wam zdjeć; musicie chwilowo uwierzyć na słowo: tą okolicę stworzył sam Bóg, i jest ona dowodem na jego istnienie.
Najpiękniejsze i najmilsze Włochy w jakich byłam, rownież ze względu na przemiłych ludzi.
Mieszkamy w maleńkim hoteliku na brzegu jeziora, codziennie wypływamy stateczkiem gdzieś w okoliczne mieściny. Jemy przepyszne makarony, pijemy domowe wino, przyjaźnimy się z ludźmi, którzy bardzo chcą się z nami dogadać, choć my po włosku jedynie 'bondziorno' oraz 'gracjaz', a oni po angielsku 'fenkju' 😃
Jutro ruszamy dalej, czyli w okolice Wenecji. Nigdy tam nie byłam i myśle, że to godne miejsce na spędzenie 30tej rocznicy ślubu, czyż nie? 😇
Może na gondoli coś ożyje? 😎