Pamiętam jak pierwszy (i ostatni) raz robiłam mule ... dostaliśmy od znajomej, przywiozła wprost z Francji ... komp i telefon do zaprzyjaźnionych kucharzy był czerwony od szukania, bo mąż mimo, że przeszedł szybką lekcję obsługi muli, to nim dojechał do domu (jakieś 15 min.) to miał pustkę w głowie ... ale dałam rade, nawet zjadliwe były.