Byłyśmy dzisiaj razem z Madzią na takim projektowym-profilaktycznym spotkaniu z kobietkami. Jedna tak po 50.tce a reszta młodsze i ... sporo młodsze. Opowiadałyśmy swoje historie. Gdy mówiłam o swoim przeczuciu co do wigilii ok po diagnozie, któej miałam nie dożyć jedna z nich się rozpłakał i wyszła. Ale widać było, że kobietki wzięły sobie profilaktykę do serca. To najważniejsze.
We wtorek dowiedziałm się w klubie, że Ania, która chorowała w tym samym czasie co ja (ale spoko, nie Pszczółka. Choć ich nazwiska bardzo myliłam - Kiec i Gryń) odeszła. Od ponad 2 lat miała przerzuty do mózgu i jajników. Zasmuciło mnie to, bo Ania w sumie miała bardzo trudne życie. I przez te 4 lata od zachorowania wciąż było pod górkę....
A teraz... cieszę się na myśl o tygodniu bez budzika (kotów nie liczę) ;-)