zmienię trochę temat na politykę
i ponarzekam sobie, może ktoś mnie pogłaszcze i przytuli
dziś wybory. a mnie rozłożyło i leżę. szanowny w komisji siedzi od 6 rana do jutra, dzieciów się pozbyłam, bo już wczoraj wieczorem ciężko mi się chodziło, więc sama teraz jestem i zdycham. głównie na krtań mi poszło i drogi oddechowe (booooli!), ale całościowo też nie jest dobrze.
zwlokłam się rano, napiłam herbatki z sokiem malinowym, zjadłam niezdrowe śniadanie. teraz puściłam sobie komedio-dramat (pt "debata tvn") i zastanawiam się co robić. mimo święta kościół sobie dziś odpuszczę - godzina w zimnych murach + dojście/powrót (nie mam auta) nie poprawią mojego stanu. ale wybory mam na przeciwko domu i długo być tam nie muszę (w kwadrans bym obróciła). tylko tak się zastanawiam - czy to coś zmieni? prawdopodobnie wynik i tak będzie sfałszowany... to ten mój cherlawy głos niewiele da... więc czy warto? a z drugiej strony - odpuścić tak łatwo?