Może powinnam to wrzucić w wątku o wkurzeniu, ale minęło 2 dni, to już emocje nie takie
Wkurz nr1:
Po śmierci taty jedna z cioć zamówiła mszę za tatę na 13 czerwca, bo taki termin akurat był wolny. Jako, że dokonałyśmy z mamuśką niemożliwego- czyli na weekend wywiozłam ją pociągiem do Olsztyna w celu odwiedznia starszej siostry taty, mama stwierdziła, że nie będziemy jechać do Zamościa na tą mszę, tylko pójdziemy sobie tutaj. Tata był agnostykiem, ale trzymam na ogół język za zębami, niech tam mama się modli po swojemu.
Poszłyśmy nie do "prawdziwego" kościoła tylko maleńkiej kapliczki przy klasztorze franciszkanów, która jest najbliżej od nas. Miejsce jest malutkie, w ławkach siedziała tylko jedna osoba, więc jako "niewiern" uznałam, że najlepiej będzie jak siądziemy w ostatniej ławce. Za nami były już tylko krzesła, liczyłam więc, że jeśli ktoś przyjdzie to siądzie z przodu i trochę nas zakryje. I miałam rację, przyszło jeszcze 6 osób i wszystkie siadły przed nami. Jedna pani tuż przed nami i ku mojemu zdumieniu odwróciła się i wypaliła do mnie "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". Tak mnie zaskoczyła, że aż zapomniałam co powinnam odpowiedzieć, a ona dalej "A siostry z jakiego zgromadzenia?". Oczy wyszły mi z orbit. Miałam na sobie niebieską spódnicę do pół łydki i koszule z długimy rękawami. Czy mogło chodzić o mój krótko ogolony łeb? A mama ubrana była w czarną bluzkę i biały szal, no nijak nie wydawało mi się to zakonne... "Hmm, ja jestem zakonnicą innego wyznania a mama nie jest z zakonu" odszeptałam, licząc że się odczepi. Na szczęście się uciszyła.
Msza w Zamosciu miała być o 18-tej, więc na taką godzinę wyciągnęła mnie mama. Okazało się, że w kaplicy msza jest pół godziny później. Odklęczałam więc te pół godziny na litanii do Jezusa. W końcu zaczęła się msza. Myślałam, że zwykły dzień, więc będzie pół godziny i koniec. Ale nie, pojawiło sie 3 wystrojonych księży, okazało się, że to święto 108 męczenników wśród których byli też franciszkanie. No to nastawiłam ucha, że pewnie o nich będzie kazanie, czegoś się dowiem. Ale nie, było o gejach i lesbijkach! 👿 W czytaniu było coś o tym, że Jezus niczego w prawie nie zmienił i ksiądz poszedł po bandzie, że tacy chodzą po ulicach i machają tęczowymi chorągiewkami, ale zostaną ukarani za niemoralność, bo prawo boże mówi, że to niemoralnei Jezes przestrzegał wszystkich 613 czy jakoś tak przykazań. Szlag mnie trafił. I ojca też by trafił gdyby to słyszał. Niestety nie siedziałam z brzegu i musiałabym matkę podrywać żeby wyjść. Nie mogłam też jak u siebie zaprotestować tak jak mogłabym to zrobić w moim "kościele". Ale jak wyszłyśmy to powiedziałam mamie, że moja noga więcej tam nie stanie. A mama... wcale nie zajarzyła aluzji, że on mówił o gejach... Największą porażką było, że mama pomyliła daty i wyciągnęła mnie na tą mszę w środę... o dzień za wcześnie. Wczoraj już nie poszłam
Wkurz nr2
Wyszłam na spacerek wczoraj około południa.Wracam, a matka dopija butelkę neospazminy. "O mało zawału nie dostałam!". Okazało się, że jak tylko wyszłam zadzwonił telefon stacjonarny. W słuchawce młody męski głos płacząc, krzyczy: "Mamo, mamo! Miałem wypadek, ta osoba nie żyje". Mame zamurowało, oczywiście jako histeryczka od razu wpadła w panikę, że coś mi się stało. Tak dalece nie wiedziała co zrobić, że odłożyła słuchawkę. Telefon zadzwonił znowu i znowu to samo. "Mamo, wypadek, ta osoba nie żyje!". Jak znam moją matkę ciśnienie miała już powyżej 200, ale pewnie już w fazie spadkowej, bo zdołała wyjąkać "ja nie mam syna" i rozłączyła się. Od razu zadzwoniła na policję, okazało się, że to nie było jedyne takie zgłoszenie tego dnia. Szkoda, że gnój na mnie nie trafił, mógłby sobie już siedzieć w chłodniutkim miejscu