mój tata zmarł na to dziadostwo 3 lata temu
nie wiem czy to duże pocieszenie, ale nie cierpiał bardzo, miał bardzo dobre środki przeciwbólowe i wizyty domowe pielęgniarki z hospicjum domowego;
nawet z morfiną nie było problemu, niestety słyszę często, że lekarze żałują pacjentom dużych ilość środków pbólowych, my nie mieliśmy z ich zdobyciem żadnego problemu, więc nóż mi się w kieszeni otwiera jak ktoś mi mówi, że cierpiącej osobie odmówiono morfiny; widać wszystko zależy od ludzi;
wcześniej brał trochę chemię, co było bez sensu, ale nie chcieliśmy mu odbierać nadziei, bo on chyba nie do końca zdawał sobie sprawę w jakim stanie jest; (cała jama brzuszna była zmasakrowana przerzutami w momencie wykrycia i od diagnozy przeżył jeszcze ok 7 miesięcy funkcjonując całkiem nieźle, na leżąco spędził tylko ostatnie 3 dni); lekarze też okazali się empatyczni i odmówili podania chemii dopiero jak wyniki krwi na to nie pozwalały
oczywiście cuda się zdarzają, ale najwięcej co można zrobić, to zapewnić takiej osobie, żeby cierpiała jak najmniej, podjąć leczenie jeśli to dla tej osoby jest ważne, a nie męczyć leczeniem jeśli ta osoba wie, że szanse są nikłe i nie chce leczenia; mój tata chciał, bo wierzył, że ma szanse, nie mogliśmy mu tego odmówić