Hamaczku i gdzie popłynęły
U nas też zawsze żywe karpie i pływające w wannie. Na szczęście mam kolegę, który od lat przychodzi nam je zabije i oprawi. Gdy mamusia jeszcze żyła, to robiła sama, a wcześniej tatuś, a następców w mojej rodzinie w tej kwestii ni ma. Ja w ogóle nie lubię dotykać ani ryb, ani mięsa. Ale cóż muszę się czasem przemóc dla dobra ogółu.
Natomiast dziwi mnie takie gadanie, by tylko kupować nieżywe. Jeśli ktoś umie ogłuszyć, to co za różnica, czy zrobią to w sklepie, czy wprawną ręką (jak np. mojego kolegi). A do domu w wiaderku z wodą. Mam 5 minut ze sklepu do domu.
To tyle na temat karpi.