niestety tak! Pierwsze kilka dni nie mogliśmy wyjść z podziwu jaki to grzeczny kotek.
Gaur wpadł na "genialny" pomysł i gdy nasza "stara" kicia pojawiła się przy drzwaich domku, wniósł ją do srodka, by przedstawić jej nowego mieszkanca Madhuvan. Puszyste malenstwo natychmiast radośnie wyskoczyło z ukrycia, z ogonkiem do góry i wesołym miauknieciem, gotowe do zabawy. Harini jednak nie odwzajemnila tego entuzjazmu i zawyła jakby zobaczyła diabła, więc malenstwo na taki afront zjezyło sie z lekka i odpowiedzialo rozkosznym buczeniem. I tyle widzieliśmy Harini, wytrwała sie Gaurze i postanowila, ze do tego budynku juz nigdy nie wejdzie
Tymczasem maleństwo błyskawicznie rzucało na nas urok. Każdemu wchodziła na kotana mrucząc rozkosznie, domagając sie głaskania i starannie jeżąc kazdy wlosek w ogonie, by wygladał na jak najbardziej puszysty. Choc pewne symptomy prawdziwego charakteru juz sie lekko ukazaly pierwszej nocy
Żeby maleństwo nie bylo samo zniosłam swoje bety do domku poniżej z zamiarem nocowania z nią. Rezultat? Ucieczka o północy, bo kicia potraktowala moje łóżko, posciel, tudzież moje cielsko jak wielki plac zabaw, po którym mozna skakać z parurami i na którym można glośno miauczeć
chłopcy zdecydowali, ze przeniesiemy ja do jadalni. Niewiarygodne, ale to ja byla "ta jędza" co sie ośmieliła niesmiało zaprotestować, że może to nie najlepszy pomysł, bo kicia pewnie narobi kupe w swiatyni czy w kuchni i zyc nie da podczas jedzenia. Że zrobi sobie ubikacje z naszych roślin ozdobnych. Zamordowano mnie wzrokiem, Gaur oznajmił stanowczo, ze przeciez bedzie miała kuwetę, a koty "nie robia kupy na betonie, jak chca kupe to wychodza na zewnatrz". No i jakże miałam dyskutowac z tak "naukowym" argumentem?
Kicia dostala na imie Priti. W naszym liturgicznym języku, sanskrycie, oznacza to "uczucie", "miłość". A po angioelsku brzmi jak "pretty"- sliczna. Jedno i drugie znaczenie pasuje.