Ptaszyno tubę dostał od weterynarza, ale nie miała jej jeszcze ubranej.
Wczoraj po zabiegu szwendała się po domu, szukając miejsca. Nawet jak sie położyła, to oczy były otwarte. U weterynarza byli 2,5 godziny. W zaleceniach było: delikatne spacery, ma nie chodzić po schodach. Pilnować, by się nie wylizywała, ale tylko dobę. Ma cięcie na dł.ca 10 cm i bez opatrunku, czy jakiegokolwiek bolerka. Dziś czasem się chciała lizać, ale ktoś był przy niej i na słowo fe, przestawała. Mnie się wydaje dziwne, że ma nie lizać, przecież ślina psa ma własności gojące. Jest dziś bardzo spokojna, w porównaniu z czasem sprzed zabiegu. Albo leży przy nas, albo na trawniku ogródka. Na szczęście nie ma u nich schodów. Tylko jeden przy zejściu z tarasu na trawnik. Rano sporo wody wypiła (wczoraj nic, dwa razy zwracała) a wieczorkiem zjadła połowę swojej codziennej porcji i śpi.
Przepraszam, że zanudzam tematem, ale przeżyłam to bardzo i wciąż zadaje sobie pytanie, czy ludzie mają prawo tak robić swojemu pupilowi.
Miałam wracać jutro do domu, ale chyba pojadę w poniedziałek, by synowa mogła się zorganizować w sytuacji strajku. W przedszkolu też ma być. Trójka dzieci, a żadne z młodych nie może wziąć urlopu, ani zwolnienia. Pewnie będą zostawać same w domu i mam nadzieję, że sunia da radę i nie rozerwie sobie szwów.
Czipa weterynarz nie założył, bo by była za duża ingerencja w jego organizm