dokładnie Agawo. Wiem po sobie jak cierpiałam z samą sobą, ile we mnie było sprzeczności, strachu,zeby podjąc walkę o siebie. Na początku, nikomu nie mówiłam,ze podjęłam terapie, po jakims czasie powiedziałam mamie i siostrze. tak był w przypadku pierwszej terapii, o drugiej wiedziała tylko moja koleżanka. Terapia nie jest łatwa, nie są to opowiastki o pogodzie. Jest to grzebanie w głębi siebie, wyciąganie rzeczy, o których nawet się nie myslało w kategorii "one mi szkodzą" , "one mnie niszczą". Sama tkwiłam w związku, gdzie byłam notorycznie zdradzana,mój facet jednego dnia kochał mnie nad życie aby następnego powiedzieć,ze jestem okropna, beznadziejna, gruba, brzydka.Wiele rzeczy pewnie nie ujrzałoby światła dziennego gdyby nie fakt,że dziewczyna z która mnie zdradzał zaszła w ciąże.
Nie myślalam wtedy, jako dwudziestolatka ,że odobije się to tak na mojej samoocenie w późniejszym etapie życia.