Mirusia, dopóki uciechy równoważą smuteczki - nie jest źle
Mnie dziś coś baaaaardzo ucieszyło
Otóż 7 lat temu pracowała ze mną młoda dziewczyna, Wiola. Cała nasza babska paczka ją kochała. Ja - polonistka, ona - matematyk. Dziewczyna robiła staż, opiekunem był kto inny, ale ja z wielkiej sympatii ciągałam ją na wycieczki, konkursy i róznorakie imprezy, dawałam dobre rady, czasami mając nawet niejakie wyrzuty sumienia, że się niepotrzebnie wpierdzielam. Kiedyś powiedziała, że czuje, jakbym to ja (sorki Tojka
) była jej opiekunem, bo ode mnie nauczyła się najwięcej - to było bardzo miłe, bo nie zdarza się co dzień
6 lat temu wyjechała do Kanady. Ze dwa lata dzwoniłyśmy do siebie, potem coraz rzadziej kontaktowałyśmy się przez NK. Dziś niespodziewanie stanęła w moich progach
Zmieniła kolor włosów, ale poznałam ją od razu
Bardziej chyba sercem niż oczami
Gadało się, jakbyśmy się nie widziały ze dwa miesiące tylko
Chce się spotkać z dziewczynami, ale nie pojechała do którejś z miasta, tylko najpierw przyjechała do mnie, choć musiała szukać po wichurze, bo nie miała ze sobą mojego telefonu ani adresu, pamiętała tylko mniej więcej dom (była u mnie wcześniej tylko dwa razy!).
To miłe. Nie - to wspaniałe