Amazonka - klub internetowy - rak piersi
Różności => Kawiarenka => Przeczytane w necie => Wątek zaczęty przez: Amor w Czerwca 15, 2015, 05:01:49 pm
-
http://tygodnik.onet.pl/kultura/zmianamama/fmcz1
-
niestety tak jest .
-
Bardzo dobry/mądry tekst.
Niestety - zmiana nie jest łatwa, nawet, gdy chcemy coś zmienić, bo coś zrozumiałyśmy. Nasze nawyki, przyzwyczajenia, a co ważniejsze: przyzwyczajenie naszych bliskich, są jak koło zamachowe - raz po raz przez wiele lat wprawiane w ten sam ruch - nie chcę zmienić kierunku. Potrzeba wiele siły, ogromu motywacji i mądrego wsparcia, aby zmiana mogła nastąpić (nie na chwilę, a na stałe).
Nie chcę nikogo zniechęcać ;) Bardziej chciałabym, abyśmy/abyście obniżyły sobie poprzeczkę. Jeśli coś się nie uda/ nie zadziała - nie trzeba wpadać po poczucie winy, a raczej wziąć głęboki oddech, wypuścić z siebie ew poczucie winy, zrobić sobie kąpiel z pianą (albo co kto lubi :)), a następnego dnia zacząć od początku :)
A później raz jeszcze. I jeszcze. Byle nie dać sobie wmówić, że nic się nie da zmienić ;)
-
prawdziwe, do tego stopnia prawdziwe, że przypomina mi dlaczego już dawno dawno temu, nastoletnim cielęciem będąc uznałam, że nigdy nie będę matką i trzymam się tego do tej pory
u nas matka to niewolnik swoich dzieci
-
Super :),
do tego stopnia,
że zastanawiam się, czy nie wysłać takiej sfrustrowanej mamie, hm.....
-
artykuł ten podsunęła mi córka, wiedząc ,że sama rykoszetem oberwie :) smutno powiedziała,cóz ,patrz na to co dla ciebie dobre
mam nadzieję ,że mi to wiele ułatwi, pożyjemy zobaczymy bo tam ciut dalej , miesięczne maleństwo daje w kośc
-
Ja nie czuję, że ten artykuł jest o mnie. Za nic w świecie nie oddałabym tych wszystkich chwil spędzonych z dzieciakami.
Mam wrażenie, że to kolejny wymysł/pomysł kolejnego psychologa aby mieć swoje 5 minut. Nie jest moim zamiarem obrażać całej braci psychologów, co to, to nie.
Te wszystkie depresje poporodowe, itp pojawiły się w ostatnich czasach. Czy nie jest to skutkiem właśnie takiego podejścia, że mnie się wszystko należy, włącznie z tym, że, owszem urodzę dziecko, ale ono nie powinno płakać, siusiać, jeść, bo przecież ja mam swoje potrzeby. Pazurki zrobione ekstra, więc w gównie nie będę się babrała, nie wspomnę o praniu, prasowaniu, muszę wyjść na spotkanie z przyjaciółkami a tu jakieś wrzaski z głodu itp.
U mnie było oczywiste, że jeśli maluch dokuczał i zajmował mi czas, a obiad się sam nie zrobił, to było jasne, że tak ma być.
Jeśli nie miałam czasu powiesić prania, to mąż musiał/chciał to zrobić.
Ten pedagog/terapeuta wysnuł taki wniosek, bo miał do czynienia tylko z takimi kobietami:
"80 proc. europejskich kobiet poproszonych o szczerą odpowiedź na pytanie, czy czują się samotnymi matkami, odpowiedziałoby: "tak". " Słowo "odpowiedziałoby" wyjaśnia, że to są jego przypuszczenia, że to 80% to nie jest wynik ankiety, tylko wynik pobożnych życzeń pana Jespera Juulem, po to aby czuł się potrzebny.
-
lulu - choć podobnie jak Ty nie bardzo czuję, że ten artykuł jest o mnie, to jednak... No nie do końca się zgadzam z Twoją wypowiedzią. Depresje poporodowe pewnie były i dawniej, tylko się o nich nie mówiło, to był temat tabu. Mam też wrażenie, że kobiety były jednak dużo mniej... samotne. I nie chodzi o mężów, a o inne kobiety - rodziny wielopokoleniowe, siostry, sąsiadki z małymi dziećmi. Dzieci wychowywało się przeważnie bardziej "zbiorowo". Kiedy moje dziecko było malutkie, mój mąż wychodził do pracy o 7.00, wracał o 18.00, a ja czasem myślałam, że oszaleję. Nie miałam blisko nikogo z małym dzieckiem, więc takeśmy se z młodym siedzieli sami. Duuuuużo więcej też wymaga się teraz od matek. Prawda jest taka, że pokolenie mojej mamy dużo mniej zajmowało i przejmowało się dziećmi. Teraz jednak inaczej się wychowuje, bez przemocy, więcej się z dzieckiem pracuje, rozmawia, zabawia itp. Tak mi się przynajmniej zdaje.
Edit: w tym przejmowaniu to nie chodzi mi o to, że im na dzieciach nie zależało, że nie kochały czy cuś! Po prostu taki był trend.
-
Reniferku ja się odniosłam do moich czasów, kiedy nie było pampersów, zupek w słoiczkach, mieszanek do których wystarczy dodać wody i już papu jest, pralek automatycznych. Nie wspomnę o zaopatrzeniu w sklepach, no właśnie, to zaopatrzenie to chyba było pomocne, bo nie było za bardzo nawet czym malować szpony. Nic nie było podane na tacy, jak rzemieślnik, no może bardziej jak kobieta renesansu, trzeba było samemu wszystko wytworzyć, a w wolnej chwili, jeszcze uszyć lub na drutach wydziergać jakiś ciuszek.
-
Ja podobnie jak Lulu uważam. Dawanie zawsze sprawiało mi radochę, byle sił starczało, a jedynie czego żałuję jako matka dorosłych już dzieci, że nie miałam czasu na delektowanie się wspólnymi zabawami, praca, gonitwa...
Nie byłam na urlopie wychowawczym, tylko macierzyński, potem opiekunki, żłobek (od 2 lat u młodszego) przedszkola, moje dodatkowe prace, bo kilka lat sama byłam z dziećmi.
Nadrabiam teraz, to czego nie mogłam celebrować z własnymi dziećmi, obcując z wnukami i nie chcę teraz uronić niczego, co się w ich życiu wydarzy, nie dlatego że muszę, chcę i z radością jadę, gdy tylko wyczuję, że mnie potrzebują. No ale jestem babcią na odległość i być może dlatego tak cieszy mnie bycie z wnukami i wiele innych atrakcji przy tym wysiada :) >:D
-
o kurcze lulu, ale przywaliłas ;)
bardzo okrutna jesteś dla aktualnych młodych kobiet( chyba jestes wściekła na którąś ?) i co się tych szponów uczepiłas? xhc akurat zrobiłam sobie pierwszy raz ! w życiu żelowe i strasznie mnie cieszą ! ( mogę wszystko robic a one się wspaniale trzymają ) :D
dodam ,że jestem szczęsliwa iż udało mi się zostać mamą, babcią , ze poświęciłam tylko dziecku pierwsze jego 4 lata zycia ,ale niestety wiele mam też zastrzeżeń. Nie miałam pomocy ,a bardzo jej potrzebowałam. Być może są takie kobiety ,które jej nie wymagają bądź potrafią męza nakłonić do pomocy ( bo już nie marzę by sam od siebie cos zrobił) ,ale niestety nie wszystkie mają takie zdolności. Dobrze ,że czasy się zmieniły i kobiety nabierają pewności i wiary w siebie . Kobiety górą! xcv ;)
na koniec jeszcze dodam ,ze jeżeli problem nas nie dotyczy to nie oznacza,że nie istnieje, bądź jest to tylko czyjaś fanaberia czy też lenistwo!
-
Amorku, wg mnie, to czy kobieta ma pewność siebie czy nie, zależy od tego, jak ją wychowano, jaki ma charakter, niewielki wpływ ma na to czas, w którym żyje. Czasy kiedy ja miałam małe dzieci (lata siedemdziesiąte i początek osiemdziesiątych) były trudniejsze (pieluchy prane, brak gotowców, nawet zwykły bobofrut był tylko dla dzieci specjalnej troski lub po znajomości, nie było bananów, mięso na kartki, dzieci żywione głównie kurczakami, kolejki po wszystko...) niż mają to dzisiejsze młode mamy. Nie da się tych czasów porównać. Ale to temat na inną dyskusję.
A kobieta czy sobie radzi czy nie, często sytuacja na niej wymusza, że musi sobie radzić, najwyżej nie zrobi wszystkiego, jakby chciała. Tak krawiec kraje, jak mu materiału staje :-\
A o dziwo, czasem te dzieci mniej zaopiekowanie, wykazują większa samodzielność, spryt, zaradność, życie hartuje je za młodu.
A tak w ogóle, wszelkie uogólnienia są jak ze statystyką xhc
Bylebyśmy zdrowi byli, to wszystko inne jakoś się poukłada; ja tam wolę być zmęczoną mamą, babcią, niż zajętą sobą, bo to pierwsze daje mi więcej frajdy :)
-
NO i o to biega! Robic przede wszystkim to, co daje ci najwięcej satysfakcji, zadowolenia !
-
czasy się zmieniły i kobiety nabierają pewności i wiary w siebie .
I na szczęście :)
Myślę o czymś jeszcze, co umyka pomiędzy stereotypami typu: malowane pazury -czy- dać radę, bo tak trzeba. Każda z nas ma innego rodzaju potrzeby wewnętrzne (co nie nowość ;)) oraz wynikające z nich przekonania, którymi chętnie rzucamy w inne kobiety.
Jeśli ja sobie dałam radę, nawet zaciskając zęby do bólu i wbijając sobie niepomalowane paznokcie w dłonie, to łatwiej mi mówić - że tak należy, że taki los matek, że da się wytrzymać, że dla dziecka trzeba etc; natomiast zdecydowanie trudniej jest zobaczyć i zaakceptować, że są kobiety, które wcale nie chcą doświadczać macierzyńskiego 'poświęcania' się i pragną tworzyć związek oparty na równości. I wtedy te pierwsze patrząc na te drugie głośno mówią: bo one chcą pazury malować i po knajpach chodzić.
A nawet jeśli tak - to co w tym złego, że chcą inaczej przeżyć swoje życie i swoje macierzyństwo?
Gdy moje starsze młode było całkiem małe było mi potwornie trudno. I oczywiście, że dałam radę; ostateczne i on i ja, nie licząc mojego męża ;) przeżyliśmy. Ale może właśnie dlatego, że miałam takie a nie inne doświadczenia uważam, że to nie jest normalne, że główny ciężar i odpowiedzialność za dziecko spoczywa na kobiecie. Uważam, że zazwyczaj powstają wtedy trudne do przewidzenia koszty, które sączą się na cały system rodzinny. I nikt później nie zastanawia się, czy to, że np. kobieta nie ma ochoty na sex z mężem przypadkiem nie jest oddawaniem mu w innej formie rodzaju długu; albo to, że dziecko oddala się od domu, np na drugi koniec świata, nie jest wynikiem przymusu ucieczki od matki, która wpadła w nadopiekuńczość, bo nie było obok ojca, który mógłby stanowić przeciwwagę…
-
Pięknie ubrałaś w słowa to co po mojej łepetynie się plącze! :oklaski:
a to mnie ubawiło :)
nawet zaciskając zęby do bólu i wbijając sobie niepomalowane paznokcie w dłonie
xhc xhc xhc
-
ubieranie w słowa to moje hobby C:-) - powiedziała agawa siedząc w robocie i dla urozmaicenia malując sobie pazury ;D
-
ubieranie w słowa to moje hobby C:-) - powiedziała agawa
Za co jeszcze płacą ;)
-
nikt nikomu nie broni być matką_polką_poświęcającą_się, ale sory Dana i Lulu czasy się zmieniły i kobiety mają ambicje potrzeby wykrwczające daleko poza pieluchy i zupki; i mają pełne prawo do nich; do malowania paznokci też mają prawo i mają prawo oczekiwać od ojców, że będą w równym stopniu babrać się w gównie i prać śpioszki
-
Ależ mi właśnie o to chodziło. Być i żyć.
Moje powyższe pisanie odnosiło się do artykułu. Albo wiem czego chcę i to realizuję, albo nie wiem czego chcę i wpadam w depresję, jestem biedną i osamotnioną matką itp.
Amorku te szpony to takie słowo wytrych.
A to "( chyba jestes wściekła na którąś ?)", nie wchodzi w grę, jeśli nawet coś jest na rzeczy, to i tak nie dotyczy matki polki.
W tym artykule zastanowiło mnie to biadolenie i użalanie się nad sobą (tych ewentualnych kobiet, jak pisałam, facet wziął z księżyca dane). Ja to zrozumiałam jak czekanie na to, aż ktoś rozwiąże za nie wszystkie problemy.
Owszem świetna postawa, jak ja bym chciała tak.
-
Do wszystkiego trzeba dorosnąć .Jak patrzę na moich to jestem dumna i zadowolona jaką radość sprawia im posiadanie dziecka.Mój syn zajmuje się domem tak jak synowa.Pierze ,przewija,usypia,robi zakupy ,gotuje i sprząta mieszkanie.Nie widać u nich podziału ról,każdy robi to ,żeby druga osoba mogła poczytać,wyspać się ,czy iść na pogaduchy.Wszystko w odpowiednim wieku a jest o wiele łatwiej.
-
nikt nikomu nie broni być matką_polką_poświęcającą_się, ale sory Dana i Lulu czasy się zmieniły i kobiety mają ambicje potrzeby wykrwczające daleko poza pieluchy i zupki; i mają pełne prawo do nich; do malowania paznokci też mają prawo i mają prawo oczekiwać od ojców, że będą w równym stopniu babrać się w gównie i prać śpioszki
Aquilo nie zaprzeczę żadnemu Twemu słowu :-*
Tylko dodam "matka Polka" nie koniecznie poświęcając się, wyrzeka się swoich ambicji, wszystko w swoim czasie. Co do facetów, też najlepiej by było, by się angażowali, by partnerzy dzielili się obowiązkami wg sił i możliwości, bez podziału babski i chłopskie.
Ja piszę z perspektywy i przez pryzmat swojego życia (niełatwego, ale nie narzekałam, raczej bym powiedziała barwnego, czasem szczęśliwego, a czasem zarobionego niemalże ponad własne możliwości. Z ambicji swoich nie rezygnowałam, nawet powiem więcej, nie lubię u siebie tej cechy bycia ambitną, ale nie potrafiłam i nadal nie potrafię się jej pozbyć :(
-
nie zawsze da się chłopa zaangażować w roboty dzieckowo_domowe
jak całe życie tylko matka zajmowała się dziećmi i domem .....a ojciec był tylko od zarabiania pieniędzy.....to jemu się wydaje, że tak ma być ::)
i tak robi jego syn....i syn syna
taka mentalność jest wręcz genetyczna ;)
i kobieta może sobie ambicje wsadzić....wiecie gdzie....jeżeli dzieci już są....a nie ma pomocy w babciach...ciociach ..itd
-
Jestem pewna, że możliwość zmiany jest zawsze. Nawet stojąc nad grobem możemy coś zmienić, a co dopiero na początku życia :)
-
taaaaaaaaaa.....nad grobem stojąc to można zmienić spadkobiercę
a nie chłopa ....uny som coraz gorsze z wiekiem ::((
chyba że :greensmilies-021:
-
wiesz… jakby to powiedzieć ;D zmiana spadkobiercy to też zmiana >:D i może znacząco wpłynąć na zmianę i u poprzedniego spadkobiercy i u tego nowego ;D
Nie wspominając o doświadczeniu być może ulgi lub być może poczucia zemsty u stojącego, (że się tak wyrażę ;)) co, jakby na to nie patrzeć, też zmianą jest C:-)
-
ale zachowek i tak się należy ::((
-
"jestem tego warta" -podoba się :0ulan:,zmiany jak najbardziej wskazane ,najgorsze są przyzwyczajenia i schemat
-
tak chwalicie ten artykuł... a zwróciłyście uwagę, że to wywiad z Jesperem Juulem? - czyli NVC - Porozumienie bez Przemocy, żyrafy - no więc nic dziwnego, że tak nam to "leży" ;) Juula dużo książek mam wew swej biblioteczce
-
Ooo ,nie zwróciłam na to uwagi, nie skojarzyłam! :) dzięki!
-
Juula dużo książek mam wew swej biblioteczce
bo to mądry facet jest :)
-
nie zawsze da się chłopa zaangażować w roboty dzieckowo_domowe
jak całe życie tylko matka zajmowała się dziećmi i domem .....a ojciec był tylko od zarabiania pieniędzy.....to jemu się wydaje, że tak ma być ::)
i tak robi jego syn....i syn syna
taka mentalność jest wręcz genetyczna ;)
i kobieta może sobie ambicje wsadzić....wiecie gdzie....jeżeli dzieci już są....a nie ma pomocy w babciach...ciociach ..itd
dlatemu z takimi chłopami se nie należy dziecków robić ;)
-
żeby to chopa można przed było prześwietlić na okoliczność pomagania
-
można
zanim się zrobi dziecko, czeba pomieszkać trochę i najlepiej się pochorować kilka razy ;)
ew przygarnąć pieska lub kotka i tak przetestować instynkta opiekuńcze
-
no dobra ale to trzeba lat świetlnych na takie" można ",wedle mnie nie wszystko jest tak oczywiste ,nawet jak na początku pomagają to się starzeją i wtedy im się nie chce ,wygodnictwo i takie tam,prawdą jest że dużo z domu wynoszą
hmy generalnie kobiety ponoszą odpowiedzialność za opiekę nad potomstwem ,nawet jak troszku facet pomaga
-
można
zanim się zrobi dziecko, czeba pomieszkać trochę i najlepiej się pochorować kilka razy ;)
ew przygarnąć pieska lub kotka i tak przetestować instynkta opiekuńcze
dokładnie tak zrobiłam
ino w międzyczasie przekwitłam xhc
-
xhc
-
nie, aquila, nie da się, to nie jest takie biało-czarne.
-
no nie jest i każdy jest inny i ludzie się zmieniają i wogle
ALE z moich obserwacyj wynika, że kobiety często i gęsto wiążą się i robio se dzieci z samcami zupełnie tego niegodnymi i często to że samiec niegodzien widać na pierwszy rzut oka, po prostu tak jak facety myślą często **ujami tak kobiety często myślą macicą
-
No dokładnie, świat oszalał. Jak kobietkę swędzi ,,psiocha,, to musi sobie znaleźć jakiegoś ,,bolca,,. Chociaż z drugiej strony, to w dzisiejszych czasach większość ludzi wpierw zamieszkują ze sobą a dopiero po jakimś czasie jest wóz albo przewóz. Ale prawda jest taka, że samce dużo obiecują a mało robią xhc.
Kwestia wychowania też ma istotną rolę, większość od małego ma wpojone, że dziećmi zajmuje się partnerka. Takie jest moje zdanie ;)
-
jakby to wszystko było takie proste , to by nie było takie trudne xhc xhc xhc
-
Amorku, można tak jak w moim motto: "Wszystko jest trudne, nim stanie się proste"
Oczywiście, jak każde uogólnienie, nie do końca prawdziwe xhc