Smuci mnie od kilku dni to, że córka nie może znaleźć pracy i
jest załamana tym faktem.
Objechała kilkadziesiąt potencjalnych miejsc pracy dla fizjoterapeuty
(szpitale, duże i małe kliniki rehabilitacyjne, prywatne i państwowe)
i w większości z nich w ogóle CV nie chcą przyjmować, bo mówią, że
absolutnie nikogo nie potrzebują. Tam gdzie CV wzięli też żadnej nadziei
nie dają, a wręcz przeciwnie.
Rejestruje się więc jako bezrobotna i myśli o wyjeździe z Polski, jak tysiące
młodych ludzi borykających się z tym problemem.
Dochodzę do wniosku, że znalezienie pracy po studiach to cud.
Mówi się, że tylko humaniści są bezrobotni, ale córka ma tzw.
fach w ręku i też jej nie chcą.
Chyba, że znajdzie kilkadziesiąt tysięcy na specjalistyczne kursy,
na które zapisy są kilka lat naprzód, a cena np. jednego z nich
( córka zapisała się na 3 na razie to 15 tys. złotych i termin na 2015 rok).
Wtedy, mając certyfikaty ukończenia tych kursów będzie miała jakieś
szanse na zatrudnienie.