praktyka to nie darmowa siła robocza, tylko praktyczna nauka zawodu
a nauka kosztuje jak wszystko na tym świecie
dawno temu jak się posyłało dziecko do mistrza na nauke zawodu, to łociec często krowe musiał sprzedać, żeby te nauke opłacić
a tak poważnie, to np. w rzemiośle zanim się czegokolwiek człowiek nauczy, to sporo zepsuje.....a to kosztuje
a koszt ponosi niestety pracodawca
poza tym mistrz sprzedaje swoją wiedzę, nabytą długoletnim doświadczeniem i poświęca swój czas przekazując ją uczniowi/praktykantowi/stażyście
to jest nowy człowiek w firmie.....nie fachowiec z doświadczeniem....przeważnie nowicjusz.....a więc absorbujący
często też firma ma swoje tajemnice zdobyte właśnie doświadczeniem.....a nie wyczytane w książce
w związku z powyższym równie chore mogłoby być branie pieniędzy za korepetycje
sory......ale tak się składa, że teraz siedzę "po tej drugiej stronie" ......chłop przerobił na swoim organizmie 30 uczniów....kilkunastu praktykantów ...teraz mamy stażyste.......a chłop cholesterol i nadciścienie
ale kiedyś też się uczyłam zawodu.......i zanim " Kraków zbudowałam" trochę to trwało zanim stałam się samodzielna
no tak. w sumie róża masz rację. z tej strony na to nie spojrzałam. może dlatego, że nie każdy pracodawca tak się angażuje.
wszystkie praktyki wew szkole średniej, na jakich ja byłam, nie były tak naprawdę "nauką zawodu", tylko przepychaniem nas z miejsca w miejsce. na przykład siedzenie po kilka osób ciasnym pokoiku z poleceniem "tylko stąd nie wychodźcie. poczytajcie coś sobie. (coś = harlekiny, które były na półce, a nie lektury zawodowe) a jutro to nie musicie przychodzić. właściwie do końca tygodnia może was nie być."
najbardziej "zawodowa" czynność, jaką wykonywałam, to było latanie z mapą na ksero... to już w innym miejscu.
za taką "naukę zawodu", to ja dziękuję i płacenie uznałabym za przesadę.
poza tym. napisałam "chore", bo wg mnie praktyczna nauka zawodu jest integralną częścią danego kierunku. i jeżeli składam papiery do szkoły, to szkoła mi zapewnia nauczanie kompletne - teoretyczne
oraz praktyczne. przecież nie chodzę i nie szukam sobie nauczycieli budownictwa, zagospodarowania przestrzennego czy inkszych podstaw hydrauliki i nie umawiam się z nimi na "2 razy w tygodniu po 45 minut" - mówię w ramach lekcji szkolnych, a nie dodatkowych korepetycji. tak samo praktyka - to w gestii szkoły jest załatwienie miejsca, gdzie uczniowie mogą nabywać dalszy ciąg wiedzy,
wymaganej w szkole. u mnie tak było, ale cóż - zorganizowanie miejsca to jedna rzecz, a jak naprawdę wyglądała "nauka", to zupełnie inna sprawa.
ale jeśli zdecydowałabym się na szkołę prywatną (tak jak ten Twój ojciec, co dziecko do mistrza posyła - toż to przecież prywatna nauka), to z całą świadomością konsekwencji - również tego, że majstrowi trza będzie krową zapłacić.
zaznaczam, że wiem, że są szkoły, w których od razu przy składaniu papierów informują, że uczeń praktykę załatwia sobie sam. ok - jeśli jest to jasno powiedziane na początku i aplikant się na to zgadza. ale same praktyki powinny być dla ucznia bezpłatne - u nas szkoła "jakoś" się dogadywała z pracodawcą.
na studiach to już trochę inaczej wyglądało. no, zupełnie inaczej. byliśmy
tania darmowa siła robocza, ale chociaż robiliśmy coś wspólnego z tym, czego uczyliśmy się w teorii. czyli ewidentnie korzyść obopólna.