Beciu żałoba to trudny czas i niestety sprawiedliwość tego świata (której nie jest za wiele) w tym wypadku jest jednaka. Zawsze boli, gdy ktoś odchodzi, po ludzku nie możemy się z tym pogodzić, ale najczęściej jakoś się poukłada, bo przecież nie ma innego wyjścia.
W piątek byłam na pogrzebie cioci. Miała 96 lat. Pięknie długie życie, ale od 2 lat to koszmar, a od 7-8 już wymagała stałej opieki; syn z synową wzięli ją do siebie. Kto opiekował się osobą z dymensją, wie, co to oznacza. Pogrzeb więc był bez łez, była refleksja. 96 lat życia zamieniło się w garstkę prochu i zostało po niej to, jak dała się zapamiętać, kim była. Na stypie wspominaliśmy wiele momentów z jej życia, nasze spotkania z nią. Jej zawsze radosną uśmiechniętą buzię, mimo powykręcanych palców od artretyzmu i cieszyliśmy się ze spotkania. Niektórych z kuzynostwa nie widziałam ponad 30 lat.
A dodam jeszcze, że była wdową 23 lata.