muszę się do czego przyznać, nie wiem jak to ocenicie...
jest pewien gin u mnie który ma się za alfę i omegę i kasę za wizytę bierze kosmiczną. też chodziłam do niego co pół roku na wszelakie badania. od 2008 roku miałam zmianę w lewej piersi (właśnie tej), robił usg i twierdził że jest ok i tak sobie czyściłam portfel co 6 m-cy zgodnie z jego zaleceniami,
w kwietniu 2011 byłam na kontroli i miałam zgłosić się w pazdzierniku, ale coś mi w głowie zakiełkowało żeby iść do innego gin, a ten z biegu na biopsję i mammografię. i mammografia nic nie wykazała a usg i zaraz biopsja dała obraz skorupiaka.
po całym leczeniu byłam rozżalona do tego pierwszego że mnie zlał za moją kasę, no a potem spotkałam dziewczynę też od niego, guz 2 cm i też jej twierdził, że to ok, jest po agresywniejszym leczeniu
doszłam do wniosku że zrobię co w mojej mocy żeby więcej nikomu tego nie zrobił, żeby nie być oskarżona przez niego o pomówienia wystąpiłam przeciwko niemu do sądu, tylko z wyrokiem sądowym mogę zamknąć mu drogę wykonywania usg jeśli nie umie widzieć
no i dzisiaj dostałam opinię biegłego ginekologa, ręce opadają jak się czyta jego bzdury
napisałam zarzuty do jego opinii i wyślę mecenasowi żeby działał dalej