nooo, i ja się witam
w zeszłym roku pięknie schudłam - dycha w sześć_miesięcy. kupiłam książkę (montiniaka), postawiłam na półce i samo mi się tak zrobiło. ciutkę się bałam, że to wiecie_co, ale nie powiem, z efektów byłam zadowolona. szczególnie jak kupowałam sukienkę w rozmiarze 36(!) (z 40-42).
potem do mojego pożywienia (normalnego, żeby nie było, żadnych diet ani nic) dodałam kilka słoiczków nutelli, kilka tabliczek czekolady (zdrowiej dla zębów zjeść całą czekoladę na raz niż po kosteczce - serio, dentyści tak mówią, słyszałam). teraz byłam na "wakacjach" - na stołówce codziennie ziemniaki, białe pieczywo i czarna herbata. brzuch mam większy niż biust, jak siadam na ekhm kiblu, to mogę go sobie na udach wygodnie ułożyć.
mówię: stop. co prawda BMI twierdzi, że jestem po prostu za niska, ale ja tam swoje wiem - brzucha trza się pozbyć, bo sukienka ciążowa ino jedna mi się ostała, na ramiączkach, nie mogę w niej chodzić ciągle.
moja waga z wczoraj 63,700, w pasie prawie metr (waga w sumie mi zwisa i powiewa, najważniejsze, żebym się w swojej skórze dobrze czuła, a właśnie się NIE czuję)
przełożyłam montiniaka ("szczupła bez wyrzeczeń") na inną półkę i czekam czy zadziała... w tak zwanym międzyczasie pożyczyłam dwa inne ("m. nad wisłą" i "jeść aby schudnąć") (wszystkie 3 - mm), już zdążyłam okładki pooglądać. no i nagrodę sobie kupiłam - za to traumatyczne przeżycie, jakim była mammografia dwa tygodnie temu - należała mi się - mam "rok z ewą chodakowską". też przejrzałam. więc merytorycznie nie jest źle. teraz tylko d... ruszyć z miejsca...