wczoraj siedziałam do dzisiaj i mam w doniczusiach ładnie:
8 milionbelsów
stewię i miętę
bazylię
11 sadzonek truskawek
jeszcze pomidorki czekają na swoją kolej
i kolejne 8 milionbelsów, których nie posadziłam, bo tak naprawdę mam ich 5 i czekam na 3 kolejne (zabrakło w ogrodniczym i mają dzwonić) - patrzyłam, są dobrze zabezpieczone, więc jeszcze kilka malutkich dni wytrzymają. oczywiście, jak już gdzieś napisałam, parańczowych nie było ani jednych
będę miała pstrokaciznę. na razie zmieszane są żółte z fjoletowymi, a te w kolejce, to róż z bordo (pjęęęękne są te bordowe, tak mi żal, że był tylko jeden
)
natomiast inna rzecz. w nocy jak już szłam spać, zauważyłam na mych nowozadomawiających się truskawkach dużo takich małych_czarnych_z_nóżkami. (bez nóżek też były, ale założyłam, że to ziemia...) ofkors piersze skojarzenie - kleszcze. akurat byłam świeżo po oglądnięciu filmików, na których to bardziewie się rozmnaża, z wiedzą, że na jeden raz rodzi się 3000 kleszczy... więc jak tu zobaczyłam stado... no nic, poleciałam pooglądać do netu jak wygląda mszyca, bo to jest nazwa, którą już kiedys słyszałam. ale niestety, wygląda inaczej niż to moje.
no i właśnie wróconam od lekarza_kfiatkowego. wczoraj od razu zapakowałam tą doniczkę do worka na śmieci, zawiązałam, dziś to foliowe zawiniątko zatachałam do auta. diagnoza: mszyca jakaśtam. uffff. od razu dostałam specyfik do psikania. pogonimy panienkę, a truskawka może rosnąć dalej.
pogratulować mnie tu proszę
jedyny kfiatek, jaki dotychczas mieszkał ze mną, to falenopsis z ikei. sztuczny ma się rozumieć.