Ja jestem chrześcijanką, o buddyzmie wiem niewiele, ale wieczność sobie wyobrażam też jako cos poza czasem, potrzebami, jakie mamy teraz, jako stan najwyższego szczęścia (na ziemi ono tylko bywa - jak w piosence szczęśliwe są tylko chwile) najwyższej doskonałości
Jakoś świat, w którym funkcjonuje tak skomplikowana jednostka jak człowiek, bez przeniesienia jej do innego wymiaru, takim po prostu zgniciem, rozłożeniem się, jak każdy inny organizm żywy, mnie nie mieści się w głowie. Ciało jako coś organicznego może zmienić się w popiół, ale w momencie śmierci uchodzi z człowieka dusza, ta część nieśmiertelna, niematerialna
Ale tego rozumem nie da się ogarnąć. I religie interpretują wieczność, czy jak kto woli, co będzie po śmierci ciała, w różny sposób. A instytucje kościelne strach ludzi wykorzystują. To mnie się nie podoba