Masz rację Amorku, porody bywają różne, choc to co ja przeczytałam co przeżywała Zuza to wypisz wymaluj podobnie było ze mną przy pierwszym dziecku, nie słyszałam płaczu dziecka, mało tego wyciskanie na siłę łożyska,które było przyrośnięte, duży krwotok, karetki na sygnale z krwią, czyszczenie. Syna zobaczyłam dopiero na drugi dzień, mąż mógł go zobaczyć przez okno, to już radość. Po 2 tyg temperatura, bo coś tam zostało powrót do szpitala. Młoda byłam nie zdawałam sobie sprawy z zagrożeń, ale tez dość często to opowiadałam, chcąc jakby wyrzucić to z siebie.
Zuza w szczegółach to opisała, gdzieś czytałam,że to się nazywa "przeniesienie".
Przeszło minęło, chłopczyk ładniutki, niech się zdrowo chowa.