Patrzyłam wczoraj na pana Wojtka Manna. Patrzyłam. Bardziej patrzyłam niż słuchałam, choć mówił dosadnie, osobiście, dojrzale... Drżąca broda, zaszklone oczy....
W trakcie pogrzebów zaskakują dzieci. Kiedy weszłam do grona osieroconych mam (moich znajomych) zaskakiwały mnie wypowiedzi odchodzących dzieci. Jakże dojrzałe, jakże proste. I jak bolesne. I brak strachu.
Może dlatego, patrząc na wnuka Kory uśmiechnełam się, gdy ten nie potrafił ukryć zwykłej ciekawości, i gdy rodzina przygotowywał się do pochowania prochów Kory ten z zaciekawieniem zaglądał do grobu...
Mierziły mnie komórki... och... jak bardzo mierziły....
Dla mnie Kora była zbyt. Zbyt odważna. Zbyt ekstrawagancka. Taką ją poznałam pewnie dzięki Trójce i Jarmarkowi w latach 80.tych. A że wtedy miałam mniej niż 10, nie więcej niż 16 lat, więc i taka Kora w pamięci mi pozostała. Teraz z otwartym sercem czytam o niej, i jej słowa. Inaczej je odbierając.