Wyjechaliśmy nauczeni doświadczeniem z b. DUŻYM zapasem, odstaliśmy pół godz. przed przejazdem - a potem już z górki... godzina przebicia się przez W-wę...
Dojechalim pod Instytut Matki i Dziecka pół godz. po czasie, choć zastosowałem sztuczkę na Rondzie Tybetu i zamiast czekać w kolejce na prawoskręt zawinąłem się w lewo na rondzie [czasie wyznaczonym czyli na 8:00 - na miejscu się okazało, że to godz. rejestracji a wizyty od 10:00
...wg. WIEKU oczekujących dzieci, pfff...]
Podjechałem i zobaczyłem PUSTE [to tam dziwne!] miejsca do zaparkowania, nie ryzykowałem choć wydawało się, że tam dalej/bliżej TEŻ SĄ - zaparkowałem dając sobie MOŻLIWOŚĆ WYJAZDU autkiem bez wspomagania kierownicy ze spodziewanym pasażerem TRUDNYM... [to jedyne wytłumaczenie które wymyśliłem - o tym zaraz
]
Junior był dzielny, barrrdzo - w poczekalni zapełniającej się pacjentami, matkami karmiącymi, maluchami przez TE GODZINY i w gabinecie też dzielny był.
Już, już! Wracamy do siniaka. Nadal - jak nigdy - sporo wolnych do parkowania miejsc. Junior zapakowany, silnik odpalił i...
...i żona mówi: a co masz na szybie?
Na szybie miałem "KARNEGO KUTASA ZA CHUJOWE PARKOWANIE" ze stosownym rysuneczkiem.
Zawrzałem, wysiadłem i oderwałem - powód jeden, racjonalny: nie będę stał w powrotnych korkach z kutasem na szybie.
Mam żal - ustępuję na chodniku, parkuję tak by obok ktoś parkujący mógł wsiąść, ludzi z małymi zakupami przepuszczam, "staruszki przeprowadzam" = KURDE! ...No!
Jedyne co mógłbym sobie zarzucić - to tyle, że mogłem podjechać 30 [słownie: trzydzieści] cm i potem manewrować z wyjazdem... [jw!]
Byłem WŚCIEKŁY - żona obserwowała mijane auta zaparkowane ...przeróżnie. Naklejkę miałem tylko ja.
Ciut_uwiera_mię_to.
A pani dr-specjalistka - wszystko fajnie ..tylko kosmicznie
Osobna bajka...