Niom... Baw się dobrze, Mag
U mnie dzień jak co dzień...
Młody wstał jak człowiek i nie burczał - z pewną dozą nieśmiałości się ucieszyłam.
Starszy został w domu, miał jechać do szkoły na 9. Nie dotarł. Zaspał! Wstał o... 13! I to mnie wkurzyło jak diabli, bo nie może być jednego normalnego dnia
Potem Młodszy wrócił ze szkoły. Z wynikami próbnej_próbnej matury z matmy. Jeśli chodzi o średnią ocen, to jest chyba ostatni, a na tej próbnej: trzeci w klasie
, przed prawie wszystkimi piątkowymi
, jedno z zadań rozwiązał tylko on
Czyli raość
I zaraz nerw, bo się Młodszy w tej sytuacji ma za mistrza i geniusza, co mu teraz kto (jeszcze bardziej) będzie truł
Później się ucieszyłam, bo spytał ojca swego rodzonego, czy pojechałby z nim gdzieś, żeby poćwiczyć jazdę
, a tatuś sie zgodził - raość była obopólna
Pojechali. A za 4 minuty... wrócił najpierw Młody - pieszo, z trzaśnięciem drzwiami, a następnie Stary - wprawdzie autem, ale drzwi też ucierpiały
Pożarli się już za drugim zakrętem
A potem już zawiozłam Młodszego do miasta na jazdę, Starszy też smyknął i mam trochę spokoju
Hm... może jednak nie zwariuję