Mnie dziś wkurzyła taka sytuacja.
7.10. miałam chemię, wczoraj mnie wypisali. Zadzwoniłam dziś na oddział do lekarza, który mnie prowadzi (nie podam nazwiska, choć bardzo bym chciała) w sprawie terminu kolejnej chemii. Przedstawiłam się, mówię mu że mam na wypisie za 3 tyg., a mówili wcześniej że co tydzień, a on się pyta "co pani teraz dostaje?", mówię że paclitaksel, a on "no nie wiem jak to się stało, to chyba sobie nie przestawiłem zegara" i mi mówi to najwyżej przyjdzie pani za tydzień w środę dam skierowanie na cito na morfologie tylko, podamy kolejną dawkę, a tamte pozostałe że zrobię za 2 tygodnie. (CRP, GGTP, ALT, AST, bilirubia, LDH i inne). Mi już wzrósł ALT, pieprzą się inne wskaźniki, a on to zlewa. Wymieniam mu co mam na skierowaniu, to po namyśle stwierdził, żebym przyszła za tydzień we wtorek na oddział poprawi skierowanie i zrobię badania, a w środę chemia. Na drugiej chemii mi mówił o zaufaniu do lekarzy, że wiedzą co robią. Po takich pomyłkach to nie wiem czy mogę mu zaufać. Zrobię sobie ksero tych papierów (tak w razie "W"), bo pewnie będzie chciał je podmienić. To ja sobie mam pilnować czy oni dobrze zrobili wypis? Paranoja. WNERW