Niedawno miałam zaszczyt towarzyszyć. Te ostatnie godziny...to się tak wie! Nie czujesz w sercu ścisku, że nie ładujesz kroplówy, bo ktoś już nie je. Nie wzywasz w panice pogotowia, by na chama reanimować, kiedy pojawiają się te charakterystyczne, głośne oddechy. Bo WIESZ, że to nie ma sensu.
Ale tydzień wcześniej inaczej wszyscy w domu śpiewaliśmy. Jakie mieliśmy to "obcykane", że to, że tamto, że lekarze, szpital...
A potem... majestat śmierci daje cichy, spokojny i bardzo intymny spektakl.