Dosyć chaotycznie...przeżywamy to ich życie.
Tam nie było żadnego wypierdu (bo wypierdy Tomka też stały się rutyną)...taka monotonna codzienność, zwłaszcza myślę tu o Zosi. I to gotowanie (w pewnym momencie co innego dla każdego, nie ma tego w filmie), to pranie, sprzątanie...zapierd...nie przy tych facetach, matkach. Wyobrażacie sobie mieszkać z matką i teściową? I ta sztuka rodząca się w ciasnocie,pomiędzy meblościankami...Te ich rozmowy, kiedy siedzą na oddzielnych łóżkach w sypialni, scena z Tomkiem, który przytula się do trupa matki, bo ojciec się przytulić nie da. I ten widok Beksińskiego w przedpokoju (na finale)...samotny mężczyzna w pustym życiu.
Kurcze, cały czas nam to głowach biega i jakoś przygnębia.