Przeglądam starą, bardzo starą skrzynkę mailową. Wiadomość od Atojki po śmierci mojego taty:
"Anetko !
Nosiłam przy sobie spisaną dla Ciebie gdzieś na prędce myśl Teokryta:
"Jak długo istnieje życie,
tak długo istnieje nadzieja".
Z myślą o tym, że nią zacznę obiecanego maila.
Spóźniłam się ... .
Ściskam Cię mocno-mocno-mocno.
Trzymaj się ! - i niech te dwa proste i krótkie słowa wyrażą to, co niedopowiedziane.
(*)
Dorota"
Posypałam się....
A przecież jeszcze kilka godzin wcześniej zdumiona pisałam na messengerze z naszą koleżanką (moją i Atojki), która w grudniu miała bardzo rozległy wylew. Miesiąc była w śpiączce. W Kielcach nie dawali jej szans na przeżycie. A dzisiaj mówi, je samodzielnie, porusza rękami. Nie chodzi jeszcze, ale z jej siłą woli to kwestia czasu. I pieniędzy (na rehabilitację). A akurat ma 18 września urodziny i zamarzyła mi się grupowa wpłata znajomych z tamtego forum na jej subkonto w Avalonie.
Echhh... pada. To dobrze. Grzyby rosną.