Gdyby to była zwykła wizyta lekarska pewnie bym uruchomiła asertywność. Ale że chodzi o orzeczenie, które jest warte pewne przywileje, więc asertywność została uśpiona pod przymusem. Nie wierzę w obiektywizm przy tego typu komisjach, tym bardziej, że osobiście znam osoby, które mają lekką niepełnosprytność załatwianą u pani dr, której mąż prowadzi kilka firm. I on potem te osoby zatrudnia. No i na każdą dostaje 450 zł.
W trakcie chemioterapii sama uciekłam od lekarki (moja po 3 chemiach odeszła do Nowego Sącza). A z tą otrzymaną nijak nawiązać kontaktu nie mogłam. Na biurku poukładane pióra, długopisy, zakreślacze, karteczki.... Pisała, zakreślała, podkreślała. Ale jak zapytałam o wynik mojego USG po 3 chemiach to tępo patrzyła w ekran. Po minucie zapytała; - A to pani nie ma wyniku?
- No mam, ale go nie rozumiem.
Po kolejnej minucie wgapiania się w ekran spojrzała wymownie na zegarek. Wyszłam z gabinetu. Na następną chemię zapisałam się do chwalonego w ŚCO pana doktora.