No właśnie, nie wiadomo co lepsze. Ja widziałam jak mój Tata odchodził. Rozmawiał z Nami, śmiał się i nagle o 1,16 w nocy telefon od Mamy, Ewa Tata.
W dwie minuty i byłam przy Nim. Rozmawiał, czekał na karetkę. Potem do karetki i na moich oczach reanimacja. Serce zaczęło znowu bić, ale już nigdy się nie obudził. Dwa miesiące katorga w śpiączce. A ja się modliłam, żeby Bóg już Mu ulżył i Nam.
Piszę to i łzy mi lecą.
Ja nie umiem się z tym pogodzić, za cholerę.
Chyba z żadną śmiercią nie można się pogodzić. Ja przez ten rok to więcej o śmierci myślałam niż o życiu. Ach, tak mnie naszło dzisiaj....Ancia wybacz, zaś w Twoim wątku