Bo ten..
Pierwszym razem było całkiem inaczej.
Brałam chemię co 3 tygodnie w środę.
W poniedziałek wracałam do pracy, choć nieco kołowata.
Ale wracałam.
Nie chodzi nawet o to, że chciałabym do roboty.
Tylko że wszystko całkiem inaczej.
No, i wtedy chemia była ostatnim etapem.
Teraz jest pierwszym..
Jak se pomyślę, ile jeszcze przede mną..
A w dodatku: siądę se na kiblu, patrzę, drzwi do mycia.
A siły na to nie mam.
Gdzie nie zerknę po domu, coś by się do roboty znalazło.
Ale j.w.
Mój M. twierdzi, że się zanadto przyglądam, po co się gapię.
Tak leżę i myślę, ile tu roboty.
Ehhh
Co mówiąc wzdechnęła i poszła się położyć.
P.s. nie przyszłam się tu żalić, co najwyżej potęsknić za normalnością..