to chyba jestem przygotowana ( chyba- bo może mi się tylko tak wydaje) ! od dłuższego czasu wiem, że jest nieuchronna, że może zaskoczyć , staram się z nią oswoić i nie bać tak bardzo bo jest częścią życia przecież ( ale i tak się boję - jak to nieznanego).
Pamiętam co odpowiedział Spartakus na pytanie czy boi się śmierci?- " nie więcej niż narodzin"!! myślałam nad tymi słowami setki razy. Wydaje mi się także, że im człowiek starszy, tym mniej boi się tego odchodzenia , ale i mój osiemdziesięcioletni wspaniały teść bardzo żałował , że wybiera się w ostatnią podróż, tak bardzo chciał jeszcze żyć!
parę dni temu przeżyłam ogromny wstrząs, związany z nagłym odejściem koleżanki z podstawówki.
Przyjaciólka zapytała mnie czy wiem iż nagle ( prawdopodobnie tętniak) zmarła Basia? była oddziałową gdy leżałam te dwa razy w szpitalu. Myślałam o niej intensywnie pare dni temu, zaplanowałam ,że jak stuknie mi w styczniu 10 lat, pojdę tam m.in. do niej z podziękowaniami, bo bardzo mnie podniosła na duchu szczególnie po wznowie. A tu takie info !!! w październiku pojechała na weekend i nie wrociła już do domu i pracy. CHodziłam po cmentarzu w tym dniu , płakałam myśląc o niej i żałowałam ,ze nawet nie wiem gdzie ją pochowano. Lamentowałam cały dzień OLkowi ,gadałam do Basi w mojej głowie i nagle - widzę nagrobek z jej nazwiskiem i zdjęciem ( przecież mogła być pochowana wszędzie nawet nie marzyłam ,ze znajdę jej grób) !!! to był szok, wciąż mam dreszcze na ciele ! Taka niespodzianka, radośc jakbym ją żywą spotkała!! Oj, nie mogłam zasnąc tej nocy!