bez rozpisywania się zbytniego - się z aquilą zgadzam; uważam, że jesteśmy zbyt biednym państwem i mamy inne, o wiele większe problemy finansowe niż wydawanie milionów na in vitro; myślę, że dzieci więcej by się rodziło, gdyby młodzi mogli wcześniej się na nie decydować, gdyby mogli czuć się bezpiecznie finansowo, gdyby nie musieli odkładać planów na po-trzydziestce… bo wtedy płodność spada, i wtedy pary na in vitro się decydują; a spada też z powodu stresu, z powodu zanieczyszczenia powietrza, z nieumiejętności dbania o swoje zdrowie, z powodu 'zapracowania' poprzedniego pokolenia, które nie mogło o zdrowie swoich dzieci odpowiednio zadbać i wychowało dzieci słabsze, emocjonalnie też, bardziej poddatne na stres… Może w tej chwili, jeśli można pomarzyć oczywiście, pieniądze na to przeznaczyć? Aby za 20-30 kolejnych lat nie okazało się, że bez in vitro młodzi nie są w stanie w ogóle spłodzić dziecka…
Hm... niby wszystko racja i mogłabym przytaknąć, gdyby pieniądze "zabrane" z in vitro poszły na wspomniane, szlechetne cele, ale - wiem to na pewno - tak nie będzie
A co do pińcet, dumam jako Anioł:
kto wyda te piniądze na dziecko a kto na flaszke to już osobna historia ....
najpierw trzeba pomagać tym co są, a powoływanie sztucznie nowych żyć, to w drugiej kolejności; tak mam poustawiane priorytety i empatię, Ty możesz mieć inaczej
Jasne
Sama nierzadko zazdroszczę tym, co dziecków nie mają i "nie mogę" jest dobrą wymówką
, ale znam też pary, które bez dzieci są naprawdę nieszczęśliwe. I myślę sobie, że pomoc tym ludziom w ich sytuacji to przecież też pomoc "tym, co są".
P.S.
sam ósemke dzieci zmajstrował
...w każdym razie oficjalnie, bo taki pracuś to kto wie, czy nie więcej