A ja jadłam. W zasadzie wszystko, na co miałam ochotę.
Pozostał mi uraz do imbiru. Stosowałam go w dużych ilościach po pierwszym chemo-drinku, aby nie mieć nudności. Tak sie doń zraziłam, że dopiero we wrześniu (2016) wrzuciłam po raz pierwszy kawałek do herbaty. Ale w zeszłym tyg ukroiłam plasterek i zażyłam jak pastylek od bólu gardła. Uraz wrócił...
Do tej pory nie jem brukselek (te z kolei jadłam po 2 wlewie).
Bardzo skuteczne okazały się rady Sybilii z chemosfery - unikanie nabiału ciut przed i po drinku sprawiło, że nie miałam posmaku aluminiowej puszki w ustach.
Każdy 4 dzień po drinku był wyzwoleniem: biegłam po śledzie, golonkę, kiszoną kapustę...