2 lata nie robiłam mammo, więc stwierdziłam, ze zrobię. W miasteczku 30km od nas jest jedna klinika co ma urządzenie. Zapisałam się, zrobilam, wynik można było odebrać już na drugi dzień (!!!) ale chłopcy jechali do miast dopiero za 3 dni. Nie spodziewałam sie niczego szczególnego, wiedziałam że mam tłuszczaka, miesiac temu macanka i wszystko OK. Tymczasem na wyniku o tłuszczaku ani slowa, za to w innym miejscu "na godzinie 3-ciej zmiana lita o zacienionych obrysach, 10x7mm BIRADS 0". No to padlam na glebę...
Zapisałam się czym predzej na usg, modląc się, żebym po prostu źle pamiętala lokalizacje tłuszczaka (wymiary sie zgadzały, miejsce nie)
USG- ten sam doktor radiolog, który opisywal mammo. Jeżdził i jeżdził i w końcu krzyczy do asystenta: "Jest! Torbiel prosta, 5mm, na godzinie 2-giej"
O tłuszczaku ani słowa. Pytam czy to na pewno ta sama zmiana, która widział na mammo i dlaczego ma inne rozmiary i wydaje sie troche w innym miejscu a on mi na to, że to dlatego ze inna technika badania
Tluszczaka wykrywały mi usg w Polsce przez dwa kolejne lata, u dwóch różnych lekarzy. Na 100% nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że był na godzinie 6-tej. Podobno tłuszczaki nie znikają, a jednak ten sie rozpłynął. Za to pojawiła się jakaś torbiel, co w mammo jest 2 razy większa i wygląda podejrzanie, a w usg się kurczy i wygląda niewinnie... No i nie wiem co o tym myslec. W dalszym ciągu mam w opisie, ze moje piersi sa za geste do mammografii.