nie, nie, z futrami wszystko ok.
tylko wiosna idzie, chciałabym mieć balkon non stop otwarty
układ mam taki, że siatkę zamontować ciężko
a te cholery włażą gdzie się da (tam, gdzie się nie da, też) i kwestia czasu, jak będę je z doniczek ściągać...
i boję się strasznie. dobra, nerwicę mam.
a chciałabym na hamaku se spokojnie pomedytować (no zapraszałam hamaka przeca ;P )
narazie i bez medytacji mam wizję polowania na gołębie
(taa, raz mi się futerał po skoku o szybę w kuchni nosem rozpłaszczył i zjechał był... bo za oknem ptaszek mu instynkty pobudził)
kurde, no nie potrafię SPOKOJNIE odpoczywać, jeśli futra nie są BEZPIECZNE. jak przy dzieciach
nie boję się, że se krzywdę zrobią, bo nisko i pode mną trawnik, ale gdzie potem mojego kociego szczęscia mam szukać? jak mi biedactwo przestraszone kajsik czmychnie...
i tak kombinuję... bo może to by było rozwiązanie alternatywne dla siatki...? taka obróżka (szeleczki raczej) z dżipim
tylko nie wiem, jak to się sprawdza. potencjalnie po skoku z balkonu może schować się w krzaki albo do okienka w którejś piwnicy. albo na pobliskie drzewo. podobno futra domowe nie uciekają daleko. tylko że na naszej biedronce i okolicznych latarniach co i rusz ktoś tęskni i szuka.
^^^^^^^^^^^^^^^^
a, i jeszcze myślę czy by samej im tych doniczek i parapetów przedstawić, posypawszy uprzednio czymś aromatyczno odstraszającym (plasterki cytryny np.), coby im się to oglądanie nowych powierzchni zbyt zachęcająco nie kojarzyło.
co myślicie? zadziała?
dwa lata pilnowałam, teraz już nie mam czasu, a łazić za nimi ciągle i zaglądać... nawet jak to piszę, to mi się żołądek stresuje, że coś może im się stać
a znowu trzymać poza pokojem balkonowym to nie mam serca. one lubieją się balkonić