Dziś ciocia powiedziała rodzinie, że chce do hospicjum. rodzina w placz. A ja mówię mamie, że bardzo dobrze, że chce sama, bo wszystkim w ten sposób bedzie lepiej, a cioci najbardziej!
Ciocia J. byla w hospicjum domowym, chyba jakieś 5 miesięcy. Opiekowała sie nia jedna córka, potem też druga przyjechała, no i oczywiście wujek. Dali radę, było to bardzo piekne rozstanie, nie da sie jednak ukryć, że intensywne fizycznie i psychicznie. Teraz głownymi opiekunami byliby: moja mama (78 lat) i ten sam wujek, już pare lat starszy, plus drugi wujek ze zrypanym kręgosłupem.
Pielęgniarka i lekarz z hospicjum zagladali jakies 2 razy w tygodniu.
A w hospicjum stacjonarnym lekarz i pielęgniarka sa całą dobę, leki na wyciagnięcie ręki, rodzina nie musi trzymac nocnej warty przy butli z tlenem gdyby takowa była potrzebna, personel pilnuje lekarstw. A jednocześnie mogą odwiedzać chora i zapytać lekarza o jej stan zdrowia bez obawy, ze ktoś ich obrzuci wyzwiskami. Mama się uspokoila i przyznała mi rację. Podobno jesli sie ciocia zdecyduje to mogą ja od razu przyjąć, tak twierdzila ta lekarka.
Z opowieści wiem tylko, że ciocia bardzo duzo spi (choć dziś dzielnie starala się nie zasnąć podczas "Sultanki"
), a żeby rozmawiac z rodzina wychodzi na korytarz, bo nie chce przeszkadzac innym chorym. I kategorycznie zakazala im mówienia o "cudach" itp, bo jest zdecydowana odejśc i zadne cuda ja nie obchodzą. No i to jest własnie cała ciocia Irka!
Wczoraj zachód Slonca był taki pomaranczowo granatowy... Przypomnialam sobie obrazek, który należał do cioci, a długo wisiał na ścianie w domu dziadków. Kawalek dykty, troche postrzepiony, na tym namalowany pejzaż, woda (chyba jezioro), kawałek lasu z wielkim samotnym drzewem o ciekawym kształcie i ledwie widoczne na tle pomaranczowego zachodu słońca, ptaki... Ten obrazek namalował napredce dla niej jakiś znajomy. Na uwagę kolegi, że drzewo wyglada nierealnie, odpowiedział: "Tak? To popatrz!" i pokazał mu dokładnie to miejsce, które namalował. Ten obrazek był ulubioną inspiracją dla mojej dzieciecej wyobraźni, przenosił mnie w inne wymiary, w inne czasy, budził nieokreslona bliżej tęsknotę...
Nie wiem gdzie to było, imienia autora obrazka też nie znam... Nie jestem pewna, gdzie jest teraz ten obrazek. Za pare lat ktoś go wyrzuci na smieci, w koncu to tylko kawalek pomazanej farbą ułamanej dykty...