A wieczorem jakos tak dojrzałam dziwne znamię u mamy na plecach. I co, jaka reakcja? Jak zwykle: "Przecież wiadomo co to jest, miałam tu gazetę. Mam to od bardzo dawna, już za późno"
"No jak za późno, na co za póżno, przecież nawet nie wiesz co to jest?"
"Wiadomo co to jest, już mi nic nie pomoże"
Moja mama wygłasza takie teksty od kiedy pamiętam. Zawsze "miała raka" i "już nic jej nie mogło pomóc". I tak z tym "rakiem" i "zniszczonymi nerkami" i "cukrzycą", których też nigdy nie diagnozowala, dożyła 78 roku zycia.
Tylko, że teraz te neurotyczne teksty już nie brzmią tak smiesznie. W ubiegłym roku diagnozowała "raka płuc" (pali jak smok), ale płuca były czyste. W tym, od czasu gdy cioci sie pogorszyło, mama prawie nic nie je, schudła 16 kg. A znamię wyglada rzeczywiscie paskudnie. Czy istnieje jakis sposób, żeby upartego neurotyka zmusić do pójscia do lekarza?
Nie miałam czasu napisac update`u. dumna jestem z mamy! Poszła w koncu do lekarza, najpierw na wizytę. Mrukliwy doktor pooglądał. "Czy to rakowe?" zapytała. "A co nie jest rakowe, wszystko jest" odburknął. Umówiła się na biopsję. A w miedzyczasie zrobila wreszcie badanie na hormony tarczycy i wyszła nadczynność (chudnięcie wyjasnione, bo chudła jeszcze zanim pojechała do cioci).
Wynik biopsji- rak bazalny skóry. Sie zdziwiłam, bo nie porzestali na wycieciu tylko jeszcze ma prócz tego 5 naswietlań plus maśc z 5 fruoro cośtam. No ale to duze było.
Najbardziej ucieszyla się omawianiem RTG płuc. Lekarz: "Piekne płuca, od razu widać osobe niepalącą"
I jak tu namówic teraz rodzicielke żeby przestała kopcić 40 papierosów dziennie?
Bierze jakiś lek na tarczyce, hormony już w normie