A ja chce nudnego życia, bez przygód
Wylądowałam o 16:15. Po drodze były pewne przygody, straciłam kilka rzeczy, ale tragedii jeszcze nie było. Do domu dojechałam... około 23.Rodzice po mnie wyjechali samochodem. Stres, zmęczenie, wiek... To cud, że zyjemy! Tata totalnie nie wiedział co robi, oślepiały go światla samochodów i kałuz, zapomniał włączyc światła w samochodzie (ja zauważylam, że jakoś tak ciemno na drodze), było coraz gorzej, ogarnęła go kurza ślepota i wjeżdżał na te ogrodzenia od remontow na drodze, gubił droge kilka razy
A błagałam, że chce jechac pociagiem jak w tamtym roku. No ale żyję!
Właśnie odpakowałam kompa i sprawdzam czy dziala po przelocie w bagażu glownym. Komp działa, pudełko z ladowarka do telefonu potrzaskane. No i właczam a tam szok z Madhuvan- nasz największy wół, Dauji zmarl dziś rano!
Jeszcze wczoraj rano normalnie sie pasł, potem około południa się położyl i już nie wstał. Tym razem żadnej walki, żadnego upadku, kompletne zaskoczenie To był bardzo sympatyczny 'facet" choć zbyt wielki żeby sie z nim bawić. Takie kochane, duże dziecko z wielkimi rogami. Mamy tylko nadzieję, że to nie byla jakaś zakaźna choroba