Tak sobie myślałam i myślałam że pomału opiszę ten naszą latynoską soap operę, która jak kula śniegowa zaczynała nabierać rozmiarów lawiny z coraz to nowymi wątkami. Chciałam tak po kolei żeby wszystko poskładało się w jedną całość i było zrozumiałe. Brakowało czasu i weny, już już mi się wydawało że za chwilę dam radę. Tylko że nie dam, bo tego co się ostatecznie wydarzyło poskładać się nie da. W poprzedni piątek nasz świat rozpadł się na milion kawałków... Wciąż jeszcze w to nie wierzę... Syamasundara już z nami nie ma... Błekitna stefa, zdrowe odżywianie, suplementy, oczyszczenia, regularne badania i rak trzustki z gigantycznymi przerzutami do wątroby, to po prostu nie ma sensu. 23 kwietnia miałby urodziny
Nie mogę na razie więcej napisać, wszystko jest takie świeże, liczyliśmy na cud, bo cud się przydarzył innej znanej nam osobie. Ale tym razem cudu nie było. Choć w sumie cudem było jego życie. Cieszę się że był w moim życiu, takiego przyjaciela nie jest łatwo spotkać. Tym trudniej się go traci, więc płaczę że w tym wcieleniu już się nigdy nie spotkamy. Nie takie były plany