E tam, botflajki są fajne!
Natomiast na dengę lepiej uważać. Kilkanaście lat temu byłam w Indiach, byla też moja koleżanka, ktora mieszkala z innymi dziewczynami. Wróciła kilka dni po mnie i "była lekko przeziebiona", tak samo jak przyjaciółka, ktora z nia mieszkała. Po dwóch dniach od powrotu zaczęla się bardzo źle czuc, dostała gorączki. Poprosiła mnie o swoje ulubione lekarstwo- aspirynę. Ale jakimś boskim zrzadzeniem losu- ani w swoim pokoju ani w świątynnej apteczce nie moglam znaleźć nawet jednej tabletki. Pytałam ją czy ja boli gardło, a ona twierdziła, że wszystko ją boli! Zauważyłam że ma na brzuchu wysypkę, jednak wpadła już wtedy w jakiś stan histeryczny i zaczęła gwałtownie temu zaprzeczać. Po kilku godzinach wysypka zniknęła. A wieczorem koleżanka kazała się wieść do szpitala.
Z początku myślałam, że przesadza. Dopiero co wróciła, była przeziębiona, a wzięła się za jakąś intensywna pracę. Myslałam że się po prostu przepracowała. Ale gorączke niewatpliwie miała, czerwone policzki, skarzyła się na ból, wyglądała źle. J. zawiózł ja na oddział chorób tropikalnych w W-wie. Kolejnych kilka dni było koszmarem. A. miała gorączkę około 40 stopni, miała omamy, cierpiała z powodu silnego bólu całego ciała. Jednak lekarze na razie nie zamierzali walczyć z objawami, bo... nie wiedząc co jej dolega czekali az patogeny sie namnożą do ilości wykrywalnych
Niestety, mijały dni, gorączka trwała, a diagnoza nie posuwała sie naprzód. Nie malaria, nie tyfus, nie dżuma... Lekarze przerazili nas wizją, że może to ostry atak białaczki. Na szczęście badania dość szybko wykluczyły i tę ewentualność. W końcu lekarze na podstawie badan krwi wpadli na pomysł, że to denga. Okzało się jednak, że absolutnie potwierdzic sie tego nie da, bo... w Polsce nie było wtedy (i nie wiem czy jest dziś) laboratorium, które byłoby w stanie wykryc obecność wirusa. Najbliższe takie laboratorium było w Niemczech.
Wydawałoby się, że nic prostszego- szpital wyśle próbke krwi do Niemiec. Ale nie, kasa chorych czy co tam wtedy było, nie przwidywała takich mozliwości, nawet za opłatą. Pacjent miał sobie pojechać sam do tego laboratoium
Sęk w tym, że pacjentka leżała w łóżku z bólem i gorączką, nie mając siły ruszać czymkolwiek. A przewożenie krwi z wirusem przez osobe trzecią - to przestepstwo.
Znalazł się jednak odważny rycerz, który zaryzykował i zapakował fiolkę z krwia do termosu i pofrunął. Po 3 kilku dniach było potwierdzenie diagnozy.
Koleżanka zaś przezywała chwile chwały. Na oddziale były osoby z bąblowcem i diagnozowaną jako białaczka boreliozą, jednym słowem "nuda". A. jako jedyna z trudną do diagnozy tropikalną chorobą przyciagała rzesze młodszych i starszych lekarzy, stazystów, studentów, którzy niesmiało wsuwali sie na salę szepcząc błagalnie: "Czy mogę panią zbadać?"
Rekonwalescencja- kilka tygodni. Zakaz brania aspiryny- 2 lata. Zakaz jazdy w tropiki- 7 lat. Pojechałysmy razem do Indii rok później